poniedziałek, 10 września 2012

Jak być dobrą żoną?

Jeśli zadajesz sobie takie właśnie pytanie... witaj w klubie żon płynących pod prąd współczesnego świata! To jest naprawdę mądre pytanie i sztuką jest mądrze na nie odpowiedzieć. Być może bardzo tego chcesz, ale w głębi serca obawiasz się, że gdy tylko zaczniesz być dobrą żoną, stracisz wszystko: poczucie własnej wartości, swoją tożsamość, radość życia i pewność siebie. Zapewniam Cię, że NIE! Wręcz przeciwnie, ale... zacznijmy od początku.

Gdy zaczęłam być żoną Kuby, moje myśli i wysiłki głównie koncentrowały się na tym, jak stworzyć udane, szczęśliwe małżeństwo. Najśmieszniejsze jest to, że mimo imponującej wiedzy na ten temat, dość często moim udziałem było rozczarowanie, frustracja, a nawet gwałtowne napady złości. Tak bardzo chciałam, abyśmy byli szczęśliwi, że byłam gotowa walczyć o to na śmierć i życie... Z kim? Oczywiście, że z mężem! Skąd my to znamy, prawda?

Idea małżeństwa może czasami przesłonić to, o co w małżeństwie tak naprawdę chodzi: drugą osobę. Dopiero gdy postanowiłam z całych sił zadbać o konkretnego człowieka, czyli Kubę, odetchnęłam z ulgą. Przejęłam bowiem kontrolę nad tym, nad czym jedynie mogę ją mieć, czyli... nad samą sobą! Zamiast w pewnych osobach, wydarzeniach czy słowach i gestach Kuby doszukiwać się "zagrożeń" dla naszego cudownego związku, zaczęłam więcej uwagi poświęcać pytaniom typu: "kim jestem?", "dlaczego tak reaguję?", "dokąd zmierzam?", "jaka chcę być?".

W ten sposób podzieliłam się z tobą pierwszym krokiem do tego, aby stać się dobrą żoną, a mianowicie: poznaj samą siebie! 

Tylko w ten sposób uchronisz się od niewyjaśnionych stanów przygnębienia i zniechęcenia, bólu przeszywającego serce, słów wykrzyczanych po to, aby celnie zranić tego, kogo kochasz. Zadbasz też w ten sposób o swojego męża: ściągniesz z niego ciężar oczekiwań, aby ci ojcował, matkował czy obdarzał miłością, którą może dać sam Bóg. 

Pewnego dnia wyobraziłam sobie, że mam na głowie mnóstwo ciężkich, wielkich kamieni. Te kamienie to moje zranienia: wszystkie momenty z przeszłości, gdy zostałam odrzucona, a chciałam być kochana (lub po prostu lubiana), to moje lęki (o siebie czy najbliższych), obawy, ambicje, ukryte grzechy i niewypowiedziane kompleksy. I oto zobaczyłam, że idę przez życie z tymi ciężarami na głowie, a obok mnie kroczy... mój mąż. Jak on musi się czuć, żyjąc z osobą, która tak wygląda i która nawet nie wie, że tak wygląda? Myślę, że nieciekawie... 

Poznanie siebie sprawiło, że zaczęłam swobodnie i bez zbędnego napięcia dzielić się z Kubą przemyśleniami na temat moich słabości, trudności, prosząc go o pomoc, wyrozumiałość, a nierzadko - o przebaczenie. Naprawdę warto spróbować, choć jednocześnie potrzeba ogromnego rozsądku i umiaru, aby nie przerzucić na drugą osobę odpowiedzialności za własne samopoczucie oraz by pewne sprawy - co do których podpowie nam sumienie albo poczucie przyzwoitości - zachować tylko dla siebie.

A co zrobić, jeśli na twoje wyznania mąż odpowie nie tak, jakbyś chciała? (Zwłaszcza jeśli dużo cię one kosztowały)? Otóż potraktuj to doświadczenie jako cenną lekcję. Musisz bowiem wiedzieć, że to, co jest najważniejsze to zrozumienie samej siebie. Dopiero wtedy będziesz w stanie zrozumieć drugiego człowieka.

To właśnie reakcje, nad którymi kompletnie nie panujemy, pokazują nam miejsca najgłębszych zranień, ukazują największe słabości, sprawiają, że musimy dokonać wyboru: albo im się poddamy i postawimy nasze małżeństwo na krawędzi, albo wydamy im wojnę i... wygramy! Nagrodą jest droga do własnego serca i do serc naszych mężów.

Tak naprawdę chodzi o to, by świadomie wybierać reakcje na pewne konfliktowe czy trudne sytuacje. Ta umiejętność panowania nad sobą płynie z poznania siebie, z poczucia własnej wartości, a także z uzdrowienia ran, od których nikt nie jest wolny. A uzdrowienie zawsze prowadzi do uczucia wdzięczności, natomiast jego brak - do rozżalenia i do ciągłego poczucia zagrożenia.

Nie musisz dziękować za to, że miałaś smutne lub straszne dzieciństwo, ale możesz zauważyć, że Bóg nigdy cię w tych sytuacjach nie opuścił, że dał potrzebne wsparcie, że zachował twoją wiarę, że nauczył większej wrażliwości na ludzką krzywdę lub że uchronił przed czymś znacznie gorszym. Nauczysz się pokory, gdy zrozumiesz, że na uzdrowienie czasem trzeba długo czekać, ale że wysiłek i czas w to włożony nigdy nie idą na marne. Poznanie siebie doprowadzi cię wreszcie do odkrycia twoich największych wad, z którymi zaczniesz walczyć oraz twoich największych zalet i atutów, które zaczniesz rozwijać i pielęgnować. Zaczniesz odkrywać, jak piękną i wartościową kobietą jesteś, niezależnie od tego, co powiedzą, czy pomyślą inni.

Ale to nie koniec... Gdy kobieta poznaje samą siebie i podąża ścieżką uzdrowienia, rozwoju, przebaczenia i ukojenia, nagle zaczyna doznawać wielkiej pokusy, by na tę ścieżkę wciągnąć swojego męża! Przecież chcesz dla niego jak najlepiej! A skoro ci tak ulżyło, niech on też zrzuci z siebie te przeróżne kamienie, a więc: nałogi, zranienia z dzieciństwa, chore ambicje, brak wiary czy miłości, depresje czy gwałtowne wybuchy gniewu.

Moja Droga! Nie znam twojej osobistej sytuacji życiowej, ale wiem jedno: aby pomóc swemu mężowi i być dla niego dobrą żoną, wcale nie musisz go oświecać, pouczać, leczyć czy broń Boże! - zmuszać do cudownej, wyzwalającej przemiany. Krok drugi do bycia dobrą żoną jest bowiem następujący: poznaj swojego męża!

Kiedy ostatnio odkryłaś coś wzruszającego w swoim mężu, np. to, że lubi pomagać innym, albo że jako najmłodszy z rodzeństwa zawsze był niepoważnie traktowany przez swoją rodzinę, albo że panicznie boi się... rekinów, albo że nigdy nie doświadczył bezwarunkowej miłości ze strony kogokolwiek?

Kiedy ostatnio odkryłaś jakieś jego ukryte pragnienie i spróbowałaś je spełnić? Lub spojrzałaś z wyrozumiałością na jego wady, wiedząc, że wynikają z pewnych życiowych wydarzeń, o których być może nigdy wprost nie mówił, ale które mogłaś wyczytać między wierszami (wypowiadanymi przez niego lub jego bliskich)?

Pamiętam ten cudowny moment w naszym małżeństwie, gdy - dzięki wysiłkowi włożonemu w poznanie Kuby - postanowiłam raz na zawsze zaakceptować fakt, że mój mąż jest typem wizjonera. Nie uwierzysz, ile kłótni musieliśmy wcześniej przejść tylko dlatego, że ja tego nie dostrzegałam lub nie potrafiłam tego przyjąć.

On mówił: "tak bym chciał mieć wielki dom i tysiące hektarów pięknie zagospodarowanej ziemi". We mnie zaś aż kipiało, (bo mieszkaliśmy wówczas w małej wynajmowanej kawalerce i utrzymywaliśmy się jedynie z mojej pensji, podczas gdy Kuba kończył drugi kierunek studiów i próbował ratować nasz budżet imając się dorywczo różnych prac).  "No nie!" - gotowało się we mnie - "Nie wytrzymam! Raczej powinieneś myśleć o rzuceniu tych beznadziejnych studiów, znalezieniu porządnej pracy i kupnie mieszkania, a nie o hektarach ziemi i wielkim domu!!! A tak w ogóle: czy wiesz, ilu ludzi żyje w skrajnej nędzy? Jak mógłbyś patrzeć im w oczy będąc właścicielem tak wielkiej posesji. A zresztą, co byś na niej robił? Jeździł konno otoczony płotem kolczastym tak, aby inni mogli jedynie patrzeć, jak ci jest fajnie?". 


Byłam mistrzem w deptaniu marzeń mojego męża. I pewnie byłoby tak do dzisiaj, gdybym nie postanowiła się zmienić. Zajrzałam wgłąb siebie i zrozumiałam, że mimo wrażliwej, artystycznej i całkiem niesfornej osobowości, część mnie jest potworną realistką, która jak wody pragnie stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa i sprawowania kontroli nad wszystkim. Następnie spojrzałam na Kubę i zrozumiałam, że on po prostu lubi marzyć i uwielbia mówić o tym, czego pragnie. Zestawienie tych dwóch refleksji sprawiło, że zaczęłam przyjmować męża takim, jakim jest i postanowiłam traktować swoje mega-poważne nastawienie do życia z pewną dozą humoru.

Efekt? Pewnego dnia zwiedzaliśmy szerokie połacie łąk w województwie kujawsko-pomorskim i widząc Kuby zachwyt, zaryzykowałam mówiąc: "Wiem, o czym teraz myślisz. Chciałbyś, aby to wszystko było twoje i abyś mógł jako pan i właściciel jechać konno i doglądać swych ziem. To jest po prostu cudowne. Kocham cię". Jego uśmiech był wystarczającą odpowiedzią. A ja właśnie uzdrawiałam swoje wnętrze.

Być może myślisz: "Chciałabym być na twoim miejscu! Mój mąż jest potwornym nudziarzem i o niczym nie marzy!". Błąd. Skoro nie potrafisz docenić tego, co w twoim mężu jest dobre, cenne i godne podziwu, to chociażbym odstąpiła ci swojego męża (powiedzmy: na miesiąc), założę się, że też byłabyś niezadowolona! Pamiętam, jak pewna koleżanka wciąż zachwycała się moim mężem i gdy opowiadałam jej o swoich zwycięstwach w rozumieniu go i w stawaniu się dobrą żoną, ona wciąż wzdychała: "tobie to łatwo mówić, bo Kuba jest po prostu fantastyczny".

No i stało się! Pewnego dnia dane jej było spędzić z moim małżonkiem  cały dzień. Wieczorem otrzymałam telefon: "Jak ty możesz z nim wytrzymać? Ja już po godzinie wymiękłam widząc, jaki on jest nieśpieszny. Karmił Marysię tak powoli, że w końcu zaczęła mu wyrywać łyżkę z ręki. A gdy się oblała wodą, przebrał ją dopiero, gdy to delikatnie zasugerowałam. Nie muszę chyba dodawać, że robił to tak niemrawo, że myślałam, że nigdy jej nie ubierze. Mój mąż chyba nie jest jednak taki zły, a przynajmniej w jednej rzeczy wyprzedza twojego - jest mega-szybki!".

Bingo! Poznać człowieka, to przyjąć go takim, jakim jest. Mój mąż potrafi naprawdę skutecznie działać, ale jednocześnie lubi podchodzić do wszelkich zadań z rozmysłem, metodycznie i bez pośpiechu. Myślisz, że na początku małżeństwa mnie to nie denerwowało? A jakże! Temperament mam raczej choleryczny, więc gdy przychodziła sobota, a mój mąż potrzebował dwóch godzin, żeby wyjść z łóżka, myślałam, że go uduszę!

Gdy mieliśmy podjąć jakąś decyzję, ja - nie badając sprawy - mówiłam: "wchodzimy w to!", mój mąż zaś rozważał: "zacznijmy od tego, czy naprawdę tego chcemy...?". Oczywiście czasami okazywałam się równie szybka w odmowach: "nie, nie chcę tego i już!". Mogłam wówczas liczyć na mężowskie: "ale zastanów się Ilonko, może warto spróbować?".

Przed ślubem dostrzegałam głównie to, jak bardzo jesteśmy podobni: odważni, radośni, otwarci i towarzyscy. Po ślubie zaś nagle zaczęłam odkrywać, że mój pośpiech, wybuchowość, egzaltacja i niecierpliwość nie są w stanie znieść Kuby powolności, wyczekiwania oraz przekonania, że na wszystko przyjdzie czas. Przy takim zestawieniu temperamentów awantury były murowane.

Na szczęście na pomoc przyszedł mi zdrowy rozsądek. To, co wypracowaliśmy przed ślubem, to przekonanie, że nieskończenie się lubimy i że jesteśmy najfajniejsi na świecie. Nie mogłam więc Kuby zawieźć. Nie mogłam nagle stwierdzić, że przestałam go lubić. Oznaczałoby to, że przestałam też lubić siebie! W porę zrozumiałam, że kluczem do spełnienia w roli żony jest praca nad sobą, nad własnym rozwojem, ciągłe zadawanie sobie pytań, jakim chcę być człowiekiem.

Drugim krokiem stało się nieustanne zachwycanie mężem. I jeśli myślisz, że jest to niewykonalne, bo serce masz jakby z kamienia, to się mylisz. Doświadczyłam na własnej skórze, iż uczucia można wychować, aby służyły woli, a nie odwrotnie. Jest to kwestia praktyki i wprawy. Twój mąż się zmienia, podejmuje nowe wyzwania, żyje nie tylko na zewnątrz, ale także w swoim wewnętrznym świecie. Ten świat nie jest może - według twego mniemania - aż tak skomplikowany jak twój, ale - jestem o tym święcie przekonana! - warto mu się przyjrzeć. Byle taktownie i dyskretnie.

Dziś, dzięki pracy nad sobą, podziwiam Kubę za wszystko to, za co parę lat temu miałam ochotę go wciąż krytykować. Gdy mąż ma u swego boku pogodzoną z własną historią życia żonę, pozostaje mu tylko stawać się coraz lepszym człowiekiem.  Kuba - doświadczając akceptacji z mojej strony - sam zaczął zmieniać niektóre swoje irytujące nawyki, mimo że ja zdążyłam je nawet polubić! Ostatnio chciałam zachęcić męża do popołudniowej drzemki (kiedyś uważałam takie leniuchowanie za najwyższą obrazę mojego majestatu), lecz w odpowiedzi usłyszałam: "nie, kochanie, mam parę spraw do zrobienia" i... zaczął wyrzucać śmieci.

Mówi się, że kobieta jest tajemnicą. To prawda. Lecz ja uważam, że tak samo wielką tajemnicą jest serce mężczyzny. Szczęśliwa żona, która to pojmie.

Zdaję sobie sprawę, że możemy być całkowicie inne (choć istnieje też pewne prawdopodobieństwo, że całkiem podobne) - nie próbuj mnie zatem naśladować, ale zainspiruj się mną. Zacznij od poznania samej siebie, swojego męża i wtedy... szacunek, podziw, radosne wypełnianie swoich obowiązków, niezadręczanie rodziny ciągłymi pretensjami staną się twoją codziennością, ponieważ odkryjesz, że... taka właśnie jesteś! Jesteś największym skarbem twojego męża nie ze względu na to, co robisz, ale na to, kim dla niego jesteś. Niech zatem twoje czyny wypływają z twego wnętrza. I pamiętaj: "Miłość dobrej kobiety - brylant w węgla bryle: Daje blask, światło, ciepło i radości tyle". /Mieczysław Czerwiński/


Warto przeczytać - w poszukiwaniu samej siebie:

- Pismo Święte, a zwłaszcza Nowy Testament - cały!
- "Trzy okresy życia wewnętrznego" Reginald Garrigou-Laragne OP
- "Modlitwa uwolnienia" cz. 1 Neal Lozano
- "Ukojone serce" Linda Dillow
- "Strumienie wody żywej: Czas dla Boga, Szukaj pokoju i idź za nim, W szkole Ducha Świętego" Jacques Philippe
- "Jaką żoną jestem?" Linda Dillow
-  "Cenniejsza niż perły, o tym, jak mądra żona pomaga mężowi osiągnąć pełnię męskości"  Thomas Gary L.
- "Mama - najlepszy zawód na świecie" Jill Savage
- "Rozeznawanie duchowe, cz. 1 Ku doświadczeniu Boga" Marko Ivan Rupnik
- "Droga Niedoskonałości" Andre Daigneault






33 komentarze:

  1. Swietny tekst! Gratuluje i z niecierpliwoscia czekam na wiecej, Marta z Tertio Millenio Seminar, Krakow 2007

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Ech... rok 2007 i to cudowne seminarium. A potem - nasza podróż do Paryża i Kuby oświadczyny (pierścionek pomagała mu wybierać Mary Bactor ze Stanów, do dziś mamy kontakt na FB).

      Pozdrawiam Cię serdecznie i polecam się Twoim modlitwom,

      Ilona

      Usuń
    2. warto wybrać się na rekolekcje igncjańskie i poczytać "Ćwiczenia duchowe" św.Ignacego. Efekt murowany! Polecam.

      Usuń
  2. Potwierdzam, a także dziękuję za ten wpis.

    Z Panem Bogiem,

    Ilona Phan-Tarasiuk

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem teraz w tym miejscu gdzie Ty zanim zaczęłaś się poznawać. Meża traktuje jak wroga, jestem zołzą, złoszczę sie prawie o wszystko...
    nie moge już tak...
    dziekuje za ta iskre do dzialania, własnie szukałam takich słów jak tu przeczytałam, takiego drogowskazu. Dziekuje i trzymaj kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całego serca polecam książki Lindy Dillow, zwłaszcza "Jaką żoną jestem". Ta kobieta ma nie tylko wiarę, ale także dużo życiowej mądrości, którą chętnie, choć bardzo pokornie dzieli się z innymi.

      Gdy czasem nawiedza mnie mały kryzys, albo mam ochotę mojego męża "udusić" (bo temperament mam niestety wybuchowy), otwieram sobie Pismo Święte lub właśnie tę książkę i dostrzegam wówczas belkę we własnym oku, a co ważniejsze - podejmuję decyzję, by zamiast złego wypowiedzieć dobre słowo w stosunku do męża i często efekt mnie samą zdumiewa.

      Życzę powodzenia i pewnego dnia przygotuję wpis o tym, jak nie ulegać zniechęceniu, gdy podjęło się decyzję o przemianie samej siebie (zamiast zmieniania tego drugiego).

      Usuń
  4. Dziękuje za odpowiedź,
    Pismo Św. mam, ale rzadko do niego zaglądam (i widać tego skutki), książkę Pani Dillow bardzo chętnie sobie zapodam, bo potrzebuje wsparcia na co dzień żeby wytrwać w postanowieniu. Jak dobrze że są ludzie mądrzejsi ode mnie:D

    Pozdrawiam, chętnie podzielę sie refleksjami na temat książki i moich obserwacji, jesli oczywiście mozna:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, czekam na refleksje. Można też spokojnie do mnie pisać na adres @ (podany w zakładce "kontakt"). Pozdrawiam, Ilona

    OdpowiedzUsuń
  6. To super, dzieki piekne:)

    P.S. Pierwszym krokiem jakim zrobiłam to było przeproszenie mojego męża za to że traktowałam go jak wroga naszego małżeństwa. Teraz powoli zdaje sobie sprawę jak ja nie doceniałam swojej drugiej połówki. Jak lekceważyłam jego uczucia, jego potrzebę rozmowy na tematy dla mnie mało ważne, ale dla niego może najważniejsze. Było tego naprawdę mnóstwo. Zmarnowałam 5 lat naszego małżeństwa na gonienie za jakimś ideałem, za szczęściem, w zamian dostałam porażki, zepsute relacje, jakieś głupie ciche dni, złości, frustracje. Jakie to wszystko było niepotrzebne!
    Cieszę się ze pomogłaś mi to zauważyć, nie jest to takie łatwe stanąć obok siebie i spojrzeć na to wszystko z boku. Podejrzewam ze gdyby nie Twoje słowa to dalej by było w moim małżeństwie coś nie tak.Teraz wiem że to coś "nie tak" to w głównej mierze moja zasługa.

    Od paru dni próbuje patrzeć inaczej na mojego Mariusza, doceniam go za każdy gest ciepła w moją stronę i okazuje mu je też. Zauważył zmianę. Zaczynam doceniać też mojego małego synka, którego staram się zaakceptować jakim jest. Żywiołowym szkrabem czasem naprawdę dającym w kość. Strasznie się wkurzałam i krzyczałam na niego jak coś broił, biegał, śpiewał zbyt głośno, wszędzie właził a przecież jest jaki jest i dziękować Bogu ze jest zdrowy. Wiem,ze to dopiero początek i dużo zmian mnie czeka, wytrwałości ale wiem ze jestem na dobrej drodze.
    Dzięki za inspirację, która stała się zwrotem w moim życiu.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. :) Odwagi! I wytrwałości życzę. Ilona

    OdpowiedzUsuń
  8. Pani Ilono! Pani artykuł był wielką inspiracją dla mnie i rozpalił na nowo miłość do mojego męża. Już zbieram owoce radości i szczęścia, Bóg zapłać!
    Ania 34:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) niech Pan błogosławi te radości i oczywiście przesyłam pozdrowienia dla Męża. Ilona

      Usuń
  9. Czytam właśnie Lindę Dillow, ale z trudem toleruję jej styl...choć co do treści zgadzam się absolutnie :-) Mnie sporo dały dwie książki Shaunti Feldhahn "Tylko dla kobiet" "Tylko dla mężczyzn".
    Pozdrawiam i życzę Wam pięknych Świąt!
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tylko dla kobiet" jest rzeczywiście świetna!!! Nie ma co zmuszać się do Lindy Dillow. Ja jej wiele zawdzięczam i dlatego chętnie polecam. Pozdrawiam, dziękuję za życzenia, a w Oktawie Świąt Bożego Narodzenia życzę wielu łask od Pana!!!!! Ilona

      Usuń
  10. Zazdroszczę Waszym mężom. Moja żona, gdy stała się matką, przestała być żoną. Teraz już jest za późno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie jest za późno!!! Miłość nie stawia warunków. Proszę walczyć o serce żony. Być może wybralibyście się na warsztaty, które reklamuję na blogu (11-12.01)? Proszę obejrzeć film "Próba ogniowa" i nie poddawać się. Pańska żona i dzieci bardzo Pana potrzebują - cierpliwości, wytrwałości, a nade wszystko przylgnięcia do Chrystusa życzę! Zły duch podpowiada Panu uczucie zazdrości, lecz zaręczam - nie ma żon idealnych. Są natomiast żony kochane bezwarunkowo przez dzielnych oddanych mężów. I właśnie takiego męża życzę Pana żonie. Pozdrawiam z serca. Ilona

      Usuń
  11. Pani Ilono, super tekst! Jakbym czytała o sobie :| w tej wcześniejszej wersji oczywiście...Jakimś cudem trafiłam na Pani blog i chyba nieprzypadkowo...potrzebuję zmian.
    Pozdrawiam serdecznie
    Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę z Pani obecności tutaj :)

      Oczywiście, że nie ma przypadków! Podobnie jak nie ma dwóch takich samych osób czy sytuacji, jednak mam nadzieję, że choć trochę uda mi się rozpalić ogień w sercach żon poprzez te różne teksty.

      Pozdrawiam i obiecuję modlitwę na czas zmian, wzlotów i upadków! Ilona

      Usuń
  12. Bardzo proszę o odpowiedź na moje pytanie i rozterkę młodej mężatki. Bo tu ktoś wspomina o rekolekcjach ignacjańskich, w sercu jest takie pragnienie i tęsknota, rekolekcji w ciszy, bycia samą przed Bogiem z Pismem Świętym, by być tylko z Jezusem i On przemawiał do serca, no ale czy nie widzicie, że gdy się ma męża, to jest to w jakiś sposób ograniczone, bo jak tu zostawić męża w domu na 5 lub 9 dni i pojechać na takie rekolekcje. W końcu też cierpieniem w małżeństwie jest taka bliskość drugiej osoby, że on jest przy mnie cały czas, w dzień w nocy i trzeba znosić tę drugę osobę, gdy serce tak pragnęłoby trochę samotności by wejść w kontakt z Bogiem. Jak sobie z tym radzić? Co zrobić by usunąć niezadowolenie, zgorzknienie, że spotkał mnie taki los mężatki, która ma poczucie że jej życie jest zupełnie pozbawione sensu i radości życia? Jak w końcu widzicie by rekolekcje ignacjańskie mogły przyczynić się i do poprawy relacji małżeńskiej oraz pogodzenia tego z tęsknotą serca?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co Pani powinna zrobić, ale ja bym pojechała!

      Mąż da sobie radę, nie zginie :) a po Pani przyjeździe będzie na pewno zadowolony z efektu. Albowiem bliski kontakt z Panem Jezusem sprawia, że życie nabiera blasku, prozaiczne czynności otrzymują nowy sens, a mąż wydaje się jakiś taki bliższy.

      Odwagi!!! I spokoju serca życzę!

      Usuń
  13. Witam,chyba i jak potrzebuję pomocy,skoro tu trafiłam,nie mam z kim porozmawiać jak żyć we własnym małżeństwie żebyśmy oboje byli szczęśliwi,przeczytałam to co pani napisała i myślę że to dobry sposób,mam nadzieję że i mnie pani pomoże,bo błądzę i czasami niejestem pewna czy dobrze postępuję.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam potrzebuję pomocy,wsparcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, proszę napisz na prywatnego maila. Z Bogiem!

      Usuń
  15. DZIEKUJĘ,dziękuję,dziekuję ..a najbardziej Bogu,ze mnie na tego bloga nakierował. Jestem tak szczęśliwa po przeczytaniu tego artykułu bo w końcu doszło do mnie nad czym powinnam pracować:D co prawda nie mam męża ale Bożego chłopaka z którym planujemy ślub.
    Więc od pewnego czasu nie mogłam zrozumieć co się dzieje-kocham a jednak się denerwuje i mówię coś czego nie chciałam. Teraz wiem,ze za wszelką cene chciałam aby było idealnie a teraz zrozumiałam,ze problem leży we mnie w "zrozumieniu siebie".
    Chciałam jak najbardziej Go poznać a zapomniałam o sobie. Teraz wiem- najpierw muszę zająć się swoim wnętrzem je pokładać a mianowicie zranienia przeszłości które ciągną się za mną. Właściwie wiedziałam o tym wszystkim ale nie miałam pojęcia jak się za to zabrać.Z łatwością przychodziło mi dbanie o innych,docenianie ich ale o sobie zapominałam teraz przede mną wiele pracy w poznaniu siebie.

    Coraz bardziej przemawiają do mnie słowa pewnej osoby,że Bóg wybiera kiedy mamy poznać i zrozumieć to co inni już dawno pojęli, bo na wszystko jest czas i miejsce ale dla każdego jest inny czas poznania :)) Nie jestem mężatką a czuję jakbym czytała tekst dokładnie o mnie ;) pozdrawiam Ilona i Twoja rodzinkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj!

      Super, że masz takie doświadczenie odnośnie czasu poznania pewnych spraw! Człowiek wtedy nabiera pokory wobec działania Boga w duszy i widzi, że dla każdego jest inny czas i miejsce.

      Uczy to nas uwielbiania Boga w każdej (nawet na pozór beznadziejnej sytuacji). Z im większej niewiedzy i błędów Bóg nas wyciąga, tym większy mamy spokój widząc upadki innych oraz tym większą gorliwość, by miłością i dobrym, mądrym słowem świadczyć, kiedy tego świadectwa potrzeba.

      Niech Bóg Cię prowadzi i pozdrowienia dla chłopaka!

      Usuń
  16. Jestem w podobnej sytuacji jak ta opisana na początku tekstu. W związku z nią niecały rok temu zagroziłam mężowi rozwodem jeśli nie zacznie razem ze mną pracować na rzecz poprawy naszych relacji (z wielu powodów od samego początku nie było mi lekko). Nic to nie dało. Nie przejął się nawet naszą pierwszą rocznicą ślubu, dla niego to coś oczywistego i normalnego że zawsze będziemy razem i że zawsze to ja będę nad sobą pracowała żeby lepiej go zrozumieć. Żałuję bardzo, że doprowadziłam do takiej sytuacji, że przestał traktować poważnie to co mówię i czuję. W tym roku się rozwodzimy i z podjęcia tej decyzji jestem niemal tak szczęśliwa (a czasami to nawet chyba bardziej) jak z wyjścia za mąż.

    Według niego wystarczy, że jest wierny i dzięki temu będę z nim szczęśliwa już na zawsze. Nie spodziewał się, że mimo całej mojej anielskiej cierpliwości, uległości i dobroci są we mnie pokłady zdecydowania i nieustępliwości. :)

    Najważniejsze to iść swoją własną drogą i nie dać sobie wmówić, że jakaś inna jest lepsza. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Pani Ilono,dziekuję Pani za to świadectwo.Dało mi ono chęć zmiany i pracy nad sobą.Jestem żona z rocznym stażem.Tem rok był naprawdę trudny...ciagle oczekiwałam od męża wielu rzeczy których nie robił bo się bał lub nie potrafił.Irytowało mnie to.Chciałam żeby był kimś,kim nie jest.Oczekiwałam,że się zmieni,ale nie potrsfiła być ciepłą,czułą żoną,tylko wredną.pełną oczekiwań zołzą.Wiem teraz,że to ja muszę się zmienić.Mój mąż ma wiele zranień,gdyż pochodzi z rodziny patologicznej w której nigdy nie był doceniany.On się nigdy do tego nie przyzna,ale ma duże kompleksy.Widzę to,kiedy próbuje za wszelką cenę realizować swoją pasję,a jak mu coś nie wyjdzie wspomina,ze przez swoja rodzinę niczego nie osiągnął.Ja zaś,zamiast go motywować za kazdym razem mu wmawiał jaki jest bojuch i nic nie osiągnie
    Trafiłam na ten blog,bo zaczęłam się męczyć sama z sobą.Widziałam jaką jestem zołzą,a nie bardzo wiedziałam jak to zmienić.Mój gniew na to,że mój mąż nie jest taki jakbym chciała przeradzał sie w awantury,które niczego nie wnosiły.a wiedząc jak on mnie kocha zaczęłam grać na jego uczuciachając pewność,że i tak mnie nie zostawi,bo nie chce żyć beze mnie.Po tym artykule wiem,że muszę zaakceptować męża z jego zranieniami,brakiem pewności siebie i strachem przed niektórymi wyzwaniami.Czasami jest to trudne,kiedy dookoła widzę inne szczęśliwie rodziny i niesamowicie dobrych mężów.Choć pewnie z zewnątrz to inaczej wygląda niż w rzeczywistości,a ja muszę zaakceptować męża takim jaki jest,a nie zazdrościć innym kobietom.Jednak kiedy patrzę na rodzeństwo męża rownież poranione przez sytuscję rodzinną- ojciec alkoholik,dochodzę do wniosku,że on jest najnormalniejszy i najlepszy z nich wszystkich.Duży problem jest we mnie...bo zbyt dużo oczekuję a sama mało z siebie daję i jestem podłą,wredną żoną,która ciągle jest niezadowolona.Teraz wiem,że jak sama się nie zmienie zawsze będę nieszczęśliwa.Tylko czy w pracy nad sobą nie poniasę klęski?Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. modliłem się o dobrą żonę i dostałem katoliczkę z wyższym wykształceniem biegającą do kościoła modlącą się na różańcu zupełną analfabetę jeżeli chodzi o seks a później okazało się jeszcze że jest wredna, zimna, Jak zachorowałem to nie interesowała się nie wsparła mnie I jeszcze jedno kobiety są bez skrupułów więc jak się nie układa to kopa w dupę bo inaczej sam dostaniesz kopa.

      Usuń
  18. Pani Ilona.

    Trafiłam na ten portal, bo szukam pomocy. Przeczytałam go kilka razy, zaczęłam nad sobą pracować, ale chyba zbyt późno. Miałam w tym roku zostać żoną najwspanialszego faceta pod słońcem, który Ma tam jakieś wady, ale ja go kocham nadal. Nie wiem co mam począć. Przez mojej wybuchowy charakter zraniłam go tak dotkliwe, że to był cios poniżej pasa.
    Zaczęliśmy planować ślub, ale z powodu dużej ilości obowiązków mieliśmy kłótnie. Zwłaszcza On, bo prowadził firmę w sektorze IT. Nigdy złego sowa o mnie nie powiedział. Pracownicy go sobie chwalili. Ale tego razu co ja mu wygarnęłam, to był szczyt mojej głupoty. Rankiem nie było go już, bo wyjechał do Londynu, załatwiał pracownikom ubezpieczenia zdrowotne. Zeszłam do salonu i zobaczyłam list jaki mi zostawił, że "...ma dość takiego zachowania i to ze go zraniłam, oraz że oskarżam o romans i zdradę. na koniec powiedział, ze jak wryci, ma mnie tu już nie być i dodał, ze chciał mi dać niedługo najcenniejszy dar, największą tajemnicę jego sukcesu, jego najcenniejszy dar. Ale ja widoczniej an niego nie zasługuję...". Załamana jestem. Wróciłam do rodziców. On tyle dla mnie zrobił, pomagał, zawsze coś w domu się zepsuło to potrafił naprawić z humorem "znowu się coś rozdupcyło". Taki majster informatyk z niego. A humor ma nie tej ziemi. Ale żeby go osadzać o zdradę, skoro pracownicy go szanują, nie dopuszcza do siebie innych kobiet, nawet tych nachalnych, bo ma specjalny tekst na takie,a one odpuszczają jak tylko go usłyszą. Jest twardy, bezwzględny, ma swoje zasady, zainteresowania i własnie się o tym przekonałam. Nie odbiera telefonu, nie odpisuje na smsy. Kompletna cisza!!! :(( T_T :(( ...

    Amanda

    OdpowiedzUsuń
  19. A ja dopiero na początku mojej drogi :D dzięki za inspiracje :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Witaj,
    dzięki za bloga i tekst. Też mam na imię Ilona i też jestem choleryczką. Jesteśmy już 13 lat po ślubie. W moim mężu pokochałam spokój i opanowanie, tak przeciwne memu wybuchowemu, emocjonalnemu charakterowi. Od jakiegoś już czasu pracuję nad sobą, powierzam Bogu przemianę mego serca. I widzę cudowne działanie Boga we mnie samej, to jak się małymi kroczkami przemieniam. Po tych 13 latach małżeństwa mogę powiedzieć, że naprawdę można łatwo wszystko rzucić, rozstać się. Ale naprawdę warto nad sobą pracować, starać się, dawać szansę tej drugiej osobie. Dziękować Bogu za to, że mogę spojrzeć na mojego męża Jego oczami. Ile dobra i piękna jest w tej drugiej osobie i jak nieskończenie Bóg kocha mojego męża. Trochę ostatnio upadam,ale dzięki za ten tekst. Znowu się umacniam i widzę, że podążam w dobrym kierunku. Nie mogę się poddać, muszę dalej walczyć o swoje nawrócenie i ciągle modlić się, powierzać Bogu przemianę mego serca.
    Ilona masakaryczny choleryk; zołza ;), która się o wszystko czepia :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Super tekst. Ja chyba jednak nie jestem dobrą żoną :( Staram się ale chyba głupia jestem bo nie bardzo wiem jak być bardziej żoną a nie matką gdy ma się trzylatek w domu a mąż chodzi wcześnie spać, i co gdy drugiej stronie nie zależy :( ja nawet jak pytam co mogłabym zrobić by mąż czuł się szczesliwszy, by ratować nasze małżeństwo -odpowiada "nic i tak wszystko jest bez sensu" i po prostu wychodzi :( jak być dobrą żoną kiedy prawie zawsze mamy odmienne zdanie itp.? Jestem już załamana :(
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czego Pani by potrzebowała w małżeństwie, aby być szczęśliwą? Proszę o to zawalczyć jednocześnie pamiętając o szacunku i życzliwości. Polecam książkę "Cenniejsza niż perły" G. Thomasa, a jak nie pomoże, to zalecam terapię.
      Ilona

      Usuń