czwartek, 7 lutego 2013

Narodziny Tymoteusza

W minioną niedzielę podczas Eucharystii śpiewaliśmy słowa Psalmu 71 "Będę wysławiał pomoc Twoją, Panie".

I to właśnie chcę uczynić! 27.01 na świat przyszedł nasz ukochany syn Tymoteusz.  

Dwa lata temu - mimo wielogodzinnego trudu - poród naszej córeczki Marysi zakończył się cesarskim cięciem. Nie wiedziałam, co czeka mnie teraz.
Jednak wytrwała modlitwa (nasza i tylu innych osób) zaowocowała prawdziwą przemianą mojego serca. Oddałam Panu moje pragnienie, by synka urodzić naturalnie i tej nocy doświadczyliśmy z mężem prawdziwego cudu.

I nie tylko sam poród (siłami natury, szybki i głównie w domu) był cudem, lecz nastawienie z jakim jechałam do szpitala: gotowa przyjąć Bożą Wolę, nawet jeśli byłaby inna od tej mojej - ludzkiej.

Doświadczyłam pokoju i gotowości na przyjęcie z ręki Pana wszystkiego, co dla nas przygotował – i to jest właśnie najpiękniejszy efekt modlitwy!!! 

Tymuś ważył 3740 g i jest przepięknym noworodkiem. A Marysia uwielbia swojego małego braciszka.

Bycie mamą to nie tylko radość, szczęście i  łzy wzruszenia, lecz także ból, nieprzespane noce, tysiące myśli, jak to będzie, czy zdołam zachować spokój i pogodę ducha mimo różnych przeciwności... To przede wszystkim pamięć o tym, że w pierwszej kolejności jestem żoną, a dopiero potem mamą i że jest to najcenniejszy dar, jaki mogę przekazać naszym dzieciom.

Często powtarzam Kubie, jak bardzo jestem mu wdzięczna za nasze cudowne dzieci i jak bardzo go uwielbiam. Jest to nie tylko optyka wiary, dzięki której człowiek skupia się na tym, co dobre, piękne, chwalebne (a nie złe, trudne czy przytłaczające), lecz także nastawienie serca: decyduję się mówić o tym, co mnie cieszy i nie ulegać powszechnej modzie na zrzędzenie i narzekanie.

Tak wiele kobiet przeżywa swoje macierzyństwo z frustracją: jako ograniczenie, zniewolenie. Z zazdrością patrzą na swych mężów, którzy nie doznali trudów rodzenia, karmienia piersią i którzy w pracy mogą pozwolić sobie na relacje z innymi dorosłymi ludźmi, podczas gdy ich żony skazane są na - wydawałoby się - wieczne towarzystwo małych, niezbyt empatycznych dzieci.

Dopiero po wielu, wielu latach przyznają one, że nie potrafiły właściwie ocenić (czyli: docenić!) tego czasu, który bezpowrotnie minął. Dzieci są małe przez krótką chwilę. Mąż także został Ci dany jedynie na określony czas Waszej wspólnej ziemskiej wędrówki. A wieczność zbudowana jest właśnie z chwil, które bezpowrotnie mijają. 

Spróbuj odmieniać słowo "kochać" tylko w czasie teraźniejszym, a doświadczysz, jak spełnienie staje się Twoim udziałem. 

Na koniec chcę się podzielić z Tobą fragmentem książki Jill Savage "Mama, najlepszy zawód na świecie":

Usilnie starajmy się, by dać naszym dzieciom najlepszy prezent - dobre małżeństwo ich rodziców. (...) Jeśli nasze relacje małżeńskie wymagają naprawy, a my same jesteśmy jedynymi osobami, które to dostrzegają, proszę, nie zniechęcajmy się. Skupmy się na tym, jak Bóg chce zmienić  n a s   - nas, nie innych. Módlmy się za naszych mężów i obchodźmy się z nimi w Boży sposób. Przestańmy zatruwać życie naszym mężom. Może się okazać, że energię, którą tracą, broniąc się przed naszymi oskarżeniami, przed naszym osądem i gniewem, mogliby wykorzystać na dokonanie zmian we własnym postępowaniu. (...) Ustalmy więc właściwe priorytety, a pierwszym z nim w rodzinach niech będzie małżeństwo!


.........Maluszek właśnie zasnął, więc idę do niego dołączyć, aby nieco zregenerować siły. Do zobaczenia następnym razem!










8 komentarzy:

  1. Cudownie! W napięciu czekałam na wieści - i są! A jakie dobre :) Niech Bóg błogosławi i strzeże malutkiego Tymusia i jego wspaniałą rodzinę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Jakże podobieństwo widzę do naszej rodziny :) Pieknie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje...!!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale fajnie. My też z mężem czekamy na Ignacego. W maju znajdzie się po drugiej stronie mojego brzuszka.Radość oczekiwania i niecierpliwość.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowna wiadomość!!! Gratulacje!! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulacje z małym opóźnieniem, ale dopiero trafiłam na Waszą stronę :-)Zapamiętałam Was jako małżeństwo z artykułu w GN, kiedy urodziła się Marysia, a tu teraz Braciszek :-)I dziękuję za świadectwo zaufania Panu w kwestii porodu. Będę o tym pamiętać, jeśli kiedyś stanę przed dylematem kolejne cc czy próba siłami natury...Boję się takich decyzji, a przecież wystarczy ją przerzucić z ufnością na Wyższą Instancję;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno warto próbować, jakby miała Pani więcej pytań odnośnie porodu siłami natury po cięciu cesarskim proszę pisać na prywatnego maila. A zaufania Opatrzności Bożej uczymy się całe życie. Pozdrawiam ciepło, Ilona

      Usuń