czwartek, 3 maja 2012

Gdy żyjesz w niezgodzie z rzeczywistością...

Majówka. Aż chciałoby się zaśpiewać słowa słynnej piosenki: "A miało być tak pięknie, miało nie wiać w oczy nam...".

Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się bardzo na coś czekać, a tego nie otrzymać? Cieszyć się na myśl o jakimś wydarzeniu, do którego jednak nigdy nie doszło? Zamiast zasłużonego wypoczynku otrzymać mały domowy szpital z całą rodziną do pielęgnacji i leczenia? 

Jeśli tak, to na pewno zrozumiesz moją sytuację. Po trzech dniach pobytu w przepięknym, słonecznym Toruniu, udaliśmy się na południe kraju - do Krzeszowa, na czterodniowe rekolekcje naszej wrocławskiej wspólnoty małżeństw.


Pierwszy dzień wspólnej modlitwy oraz zabawy na świeżym powietrzu, a także zaproponowany przez rekolekcjonistę dialog małżeński tylko utwierdził nas w przekonaniu, że ten czas majówki będzie naprawdę wyjątkowy i błogosławiony. Niestety, nadeszła noc, a wraz z nią nieoczekiwana choroba naszej córki Marysi: wymioty, biegunka, wysoka gorączka... Następnego dnia byliśmy już z powrotem we Wrocławiu robiąc wszystko, aby nie dopuścić do odwodnienia osłabionego organizmu dziecka.

Mimo to zamiast buntu, rozczarowania i zniechęcenia odczuwałam wielki pokój. Nie był to przypadek lub wyraz beztroski, lecz efekt mojej pracy nad sobą. Od wielu bowiem lat robię wszystko, by choć trochę ukształtować swój (niełatwy) charakter i muszę przyznać, że daje mi to ogromną satysfakcję. Stawać się coraz dojrzalszą i mądrzejszą kobietą - to jest to! Przykład? Kiedyś nie potrafiłam przyjmować rzeczywistości takiej, jaką jest, a moją postawę wobec nieoczekiwanych wydarzeń cechował głęboki sprzeciw. Dziś jest zupełnie inaczej!

Wracam myślami do tych wszystkich chwil z przeszłości, kiedy moja niezgoda na daną okoliczność była - jakże często - źródłem niezgody w naszym małżeństwie. Tak! Gdy tylko sprawy nie układały się po mojej myśli lub gdy me plany - zazwyczaj bardzo szczytne - były zagrożone, lepiej było dla mego Męża, aby nie znajdował się w pobliżu, a zwłaszcza w zasięgu mojego wzroku (i słów)! Nie tylko bowiem oczekiwałam od niego natychmiastowej reakcji lub przynajmniej okazania takiego samego żalu i rozczarowania, jakich ja doświadczałam, to jeszcze w przeróżny sposób wyładowywałam na nim całą swoją gorycz i frustrację. Dziś możemy o tym z uśmiechem mówić, ale uwierz, że wtedy nie było nam wcale do śmiechu!

Moja przemiana dokonywała się powoli. Najpierw musiałam zrozumieć, jak bardzo niepokój i zmartwienia, których tak mocno doświadczałam, niszczyły moją relację z Kubą. Następnie wyobraziłam sobie samopoczucie mojego Męża u boku wiecznie rozdrażnionej żony. W końcu pojęłam, że moja postawa jest przede wszystkim głęboko niebiblijna. Przecież Jezus wyraźnie poucza: "Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie" (Mt 6,24-34). Tak jakby chciał mi powiedzieć: "Nie chciej wszystkiego kontrolować. Dlaczego Twoje serce jest wciąż przepełnione troską? Skup się na kochaniu tych, których Ci dałem, a otrzymasz wielki skarb, którym jest pokój serca". I wtedy naprawdę się nawróciłam. Nie był to moment, lecz długi proces, który wciąż trwa. Efekt jest jednak taki, że dziś jestem przemienioną osobą i każdy, kto mnie zna, może potwierdzić, jak wielką metamorfozę przeszłam: przez wzgląd na wiarę oraz przez wzgląd na Kubę i na moją do niego miłość.

Gdy więc tak siedzę przy łóżeczku Marysi i zamiast rekolekcyjnej adoracji Najświętszego Sakramentu kontempluję jej smutną, wykrzywioną z bólu twarzyczkę, wiem, że jestem na właściwym miejscu i we właściwym czasie; że tak ma po prostu być i że moim jedynym zadaniem jest wierność właśnie tej chwili i temu wydarzeniu. Nie przygniatam mojego Męża rozpaczą, narzekaniem, smutkiem, bezsilnością, "gdybaniem" czy snuciem najczarniejszych scenariuszy. Po prostu robię, co w mojej mocy, aby sytuację poprawić, a rezultaty pozostawiam Bożej Opatrzności.

Na koniec tego wpisu zachęcam Cię do pewnego ćwiczenia. Gdy w najbliższym czasie spotka Cię jakiś zawód, coś pójdzie nie po Twojej myśli lub nie otrzymasz tego, czego się spodziewałaś, proszę zatrzymaj się. Nim rozpoczniesz poszukiwanie winnych (albo oskarżanie niewinnych) zastanów się, jakie dobro może wypłynąć z tej sytuacji. Nawet jeśli żadnego nie będziesz potrafiła w danym momencie dostrzec, to zawsze jedno będzie pewne: dobro jest w Tobie! (naprawdę). To właśnie Twoja pozytywna odpowiedź na nieoczekiwaną i niechcianą sytuację - odpowiedź pełna kreatywności, radości, wewnętrznej wolności, a nade wszystko miłości i szacunku (zwłaszcza w stosunku do Męża) sprawi, że staniesz się nie tylko bardziej spełnioną żoną, ale przede wszystkim fajniejszym, normalniejszym i bardziej ludzkim człowiekiem.

Właśnie tego Ci życzę w ten długi majówkowy weekend, a jako zadanie domowe obejrzyj proszę króciutki film pt. "Cyrk Motyli", po nim zaś wywiad z głównym aktorem. Czego możesz nauczyć się od tego mężczyzny? Co powstrzymuje Cię przed pogodnym przyjęciem rzeczywistości takiej, jaką ona jest? Co możesz zrobić, aby zachować wiarę nawet w obliczu najtrudniejszych wydarzeń?

"Cyrk motyli" część pierwsza (10 min.):
http://www.youtube.com/watch?v=C_QDvi9B-N4&feature=related

"Cyrk motyli" część druga (10 min.):
http://www.youtube.com/watch?v=IZzDxrIeMyM&feature=watch_response

oraz wywiad z głównym aktorem (8 min.) :
http://www.youtube.com/watch?v=5VbpIsglTF4&feature=related




Ilona Phan-Tarasiuk





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz