piątek, 24 lutego 2012

Skąd pomysł na bloga i warsztaty?

Z pewnością zastanawiasz się, kim jestem. Uwierz, że mnie również bardzo interesuje, kim Ty jesteś.

Bardzo lubię rozmawiać z kobietami na temat małżeństwa, miłości, rodziny. Czuję wówczas, że nadajemy na tych samych falach, nawet jeśli statki naszego życia płyną w trochę inną stronę...

Być może jesteś bardzo szczęśliwą mężatką i z radością przeglądasz mojego bloga chwaląc Pana za to, że tak hojnie rozdaje swoje łaski tym, którzy Go szczerze szukają. Serdecznie zapraszam Cię na moje warsztaty, podczas których uczymy się, jak w praktyce stawać się kobietą spełnioną, twórczą i pełną wewnętrznego ładu. Jeśli dużo otrzymałaś, wiele od Ciebie wymagać się będzie (por. Łk 12,48). Jak zatem wykorzystujesz swoje talenty, czas dany Ci od Boga, czy rozszerzasz krąg wpływu tak, aby dzielić się z innymi tym, co posiadasz?

A może jesteś żoną pełną smutku i żalu, a nawet gniewu i rozpaczy. Jestem pewna, że nie trafiłaś na mnie przez przypadek! Codziennie bowiem modlę się za Ciebie, by Pan chociaż trochę rozgrzał Twoje serce w stosunku do Twego Męża. Czy masz zdziwioną minę? Czy uważasz, że powinnam raczej modlić się za Twojego Męża, by Pan odmienił jego postępowanie względem Ciebie? Jestem przekonana, że na pewno każdy potrzebuje modlitwy, zatem Twój Mąż również. Ja jednak nie jestem po to, by odmieniać umysły mężczyzn, lecz by inspirować kobiety do działania. To Ty jesteś odpowiedzialna za swoje życie i nie pozwól, by zło, które Cię spotyka, zawładnęło Twoją duszą.

Św. Paweł mówi: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21). Kiedyś uważałam te słowa za czczą gadaninę. Dziś widzę, że mają one moc przemienić największego grzesznika w Bożego Wojownika.

W jaki sposób łączyć siłę z łagodnością, mądrość z pokorą, aktywność z cierpliwością oraz miłość z wymaganiami - o tym dowiesz się więcej ze stron tego bloga oraz z moich warsztatów, na które serdecznie Cię zapraszam.

Teraz pozwól, że napiszę parę słów o mnie, abyś dzięki temu świadectwu zechciała mi chociaż trochę zaufać. Mogłabym powiedzieć o sobie, że jestem żoną spełnioną i byłaby to prawda, ale... niepełna. Jestem kobietą, która dąży do pełni swego człowieczeństwa w Bogu, zatem to nie mój stan cywilny najlepiej mnie określa, lecz fakt, że jestem Bożą Córką, Jego Ukochanym Dzieckiem.

To właśnie Boża Miłość sprawia, że mogę się rozwijać i że w swoim powołaniu do bycia żoną widzę niesamowite przestrzenie do działania, ogromne obszary możliwości oraz niesamowite perspektywy. Jednocześnie dostrzegam swoje ograniczenia, które pozwalają mi z pokorą i delikatnością spojrzeć na Twoje trudności w byciu żoną.

W 2010 roku zostałam Mamą uroczej Marysi. Po jej narodzeniu nasze małżeństwo wkroczyło na nową ścieżkę, na której trud i wyrzeczenie przeplatają się z chwilami rozkoszy i niedowierzania, że miłość może wydawać tak żywe i soczyste owoce.

Mój Mąż jest człowiekiem o wielkim sercu. Gdy go poznałam (a było to wiele lat temu), bił mnie na głowę swoim mądrym nastawieniem do życia, a także wyprzedzał mnie w hojności, dobroci, wielkoduszności, ufności i determinacji w dążeniu do upragnionego celu. Teraz z nieukrywaną satysfakcją przyznaję, że nie zostaję za nim w tyle, lecz biegniemy razem do upragnionej mety, jaką jest pełnienie Bożej Woli dla wszystkich i we wszystkim.

Mój Mąż pozwolił mi uwierzyć, jak bardzo wartościową i wyjątkową osobą jestem, ale nie dokonałby tego, gdybym wcześniej nie otworzyła swego serca na Jezusa. To ON tak naprawdę leczył moje serce, a mój Mąż był (jedynie i aż) ratownikiem medycznym opatrującym moje rany.

Oboje mamy bardzo dużo wad i ograniczeń, co nierzadko czyni wspólne życie trudnym i burzliwym. Staramy się jednak pielęgnować naszą miłość, bo wierzymy, że to nie uczucia decydują o jakości naszego związku, ale postawa, wybór i zaangażowanie.

Właśnie do pracy nad swoją postawą pragnę Cię dziś zachęcić. Nie czekaj aż Twój Mąż pierwszy zacznie się zmieniać - byłoby to niewątpliwie piękne, ale kto wie, czy kiedykolwiek nastąpi? Najpierw Ty odmień swoje postępowanie tak, aby każdy widząc Twoją miłość do męża mógł zadawać sobie pytanie: "Kto jest źródłem jej mocy?". Zapewniam Cię, że Twój Mąż też zada sobie to pytanie (być może dopiero na łożu śmierci, lecz w większości przypadków dużo wcześniej).

Sam Bóg pouczy Cię, w jaki sposób masz działać, aby miłość okazywana mężowi nie była pustym gestem lub jeszcze gorzej - przejawem słabości, bezradności, efektem toksycznej zależności, bo przecież „ku wolności wyswobodził nas Chrystus" (Gal 5,1).

Mimo całej mojej miłości do Męża, nie traktuję go jak bożka. Jestem wolna w swoich uczuciach, wyborach, postawach i gestach. Decyduję się na okazywanie mu  bezwarunkowego szacunku i akceptacji, ponieważ mam szacunek do samej siebie i żyję w zgodzie z Bożym Słowem.

Jeśli doszłaś do tego momentu wpisu i w głowie kotłują Ci się różne myśli, czujesz, że chciałabyś porozmawiać o tym, co przeżywasz, napisz do mnie. Postaram się odpisać, a tymczasem niech dobry Bóg błogosławi Tobie i Twemu Mężowi - wszyscy jesteśmy Jego dziećmi i mamy się miłować tak, jak On nas pierwszy ukochał!

                                                                        Ilona Phan-Tarasiuk






2 komentarze:

  1. Pięknie. Zaczynam lekturę, z nadzieją, że warto.

    OdpowiedzUsuń
  2. Milosc, szacunek, akceptacja...tak ale "nie traktowac go jak bożka." I tym zdaniem przekonalas mnie do lektury twojego bloga...sporo mam do nadrobienia...pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń