czwartek, 29 marca 2012

Najpilniejsze zadanie żony - kochać, bo "czas jest krótki"...


Widok matki uczestniczącej w pogrzebie własnego dziecka przeszywa serce i wyjątkowo mocno budzi pytania dotyczące przemijania, śmierci i sensu cierpienia. Dlatego właśnie tak mocno przeżyłam pogrzeb 17-letniego Maćka, który odbył się tydzień temu w naszej parafii. Dzień ten był poprzedzony tygodniowym oczekiwaniem na cud oraz gorącą modlitwą setek osób z całej Polski, by chłopak przeżył nieszczęśliwy wypadek pod kołami samochodu. Niestety tak się nie stało.
Jego rodzice okazali się być najbardziej ze wszystkich otaczających Maćka ludzi przygotowani na ten moment, w którym ostatecznie mogli powiedzieć: "Wykonało się... Dziękujemy Ci Panie za dar jego życia". Podczas kazania pożegnalnego ks. Krzysztof wypowiedział słowa, które chyba najtrafniej odzwierciedlały uczucia wszystkich: "postawa Asi i Darka w obliczu śmierci ich dziecka doprowadziła mnie, księdza, do prawdziwego nawrócenia; miniony tydzień traktuję jako wyjątkowe rekolekcje".


Mimo to, gdy szłam na Mszę Pogrzebową w jakiś sposób wciąż byłam niepogodzona ze śmiercią chłopca, chociaż ani jego samego, ani jego rodziców nie znałam osobiście, (jedynie z widzenia - są oni bowiem liderami Domowego Kościoła w naszej parafii). Pytałam bezustannie samą siebie "dlaczego", a od połykania łez aż rozbolały mnie zatoki. Po raz kolejny musiałam zmierzyć się z jedną z najtrudniejszych prawd dotyczących mojej relacji z Bogiem, a mianowicie - z kwestią śmierci.

Temat ten jest w jakiś sposób wyjątkowo bliski każdej żonie i matce. Nosząc pod sercem nowe życie jesteśmy od samego początku zaniepokojone o jego przetrwanie, żegnając męża jadącego na delegację modlimy się, aby bezpiecznie dotarł na miejsce, a potem szczęśliwie wrócił do domu. W swym powołaniu do bycia matką kobieta staje się niejako bezbronna i chyba dlatego tak bardzo boi się utraty tych, którym poświęca całe swoje serce: męża oraz dzieci.

Dotychczas lęk przed śmiercią (swoją własną oraz najbliższych) nieświadomie ukrywałam pod maską współczucia, ogromnego żalu i niemal rozpaczy okazywanej w obliczu czyjegoś odejścia, zwłaszcza gdy była to śmierć żony czy matki. I tak podziwiałam, lecz jednocześnie nie potrafiłam przyjąć ofiary, którą za swoje dzieci złożyły św. Beretta Mola,  Agata Mróz czy Basia Paradowska, a także zabitych wraz z sześciorgiem dzieci za ukrywanie Żydów w czasie II wojny światowej -  Józefa i Wiktorii Ulmów. Nie mówiąc już o małych dzieciach, które gasnąc z powodu różnych chorób pocieszały rodziców mówiąc, że wiedzą, dokąd idą i że są gotowe oddać swe liczne cierpienia za bliźnich, zwłaszcza za grzeszników (np. Antonina Meo - zm. mając 6 lat, Anna de Guigné - zm. mając 11 lat czy Rycerz Antek, o którym można przeczytać świadectwo klikając na link: www.adonai.pl lub mała Gloria, o której życiu powstał krótki i jakże wzruszający film: www.gloria.stanislawbm.pl).

Zatem, z nastawieniem pełnym wewnętrznego żalu i niepocieszenia szłam na tę piątkową Mszę, lecz gdy weszłam do kościoła uderzyła mnie atmosfera nie tylko wielkiego, ludzkiego bólu, ale także wszechobecnej wiary i oczekiwania na zmartwychwstanie. Byłam przekonana, że oto ten chłopak jest pośród nas, słyszy nas i że wszyscy wokół po prostu wiedzą, że Bóg zabrał go do Siebie w najbardziej odpowiednim momencie jego życia. W jednej chwili pozbyłam się moich wszystkich małych, przyziemnych zmartwień, nad porzuceniem których pracowałam od wielu lat. Spojrzałam na siebie w zupełnie nowy sposób - w perspektywie wieczności. Pojęłam, tym razem nie tylko intelektualnie, ale całą swoją istotą, że celem mojego życia nie jest ziemia, ale  N i e b o  i że w każdej chwili mogę stanąć po drugiej stronie: i wówczas z czego będę najbardziej "dumna"? Wtedy dotarło do mnie ze zdwojoną mocą to, co Asia i Darek powiedzieli dzień po wypadku - podczas Mszy Św. ofiarowanej za walczącego o życie Michała. Powiedzieli tak: "spieszcie się kochać tych, z którymi żyjecie, bo jutro może okazać się za późno".

A Ty, droga Żono, komu chciałabyś okazać miłość tego wieczora? Być może zechcesz - tak jak ja - spojrzeć na swojego Męża z wdzięcznością i z myślą, że jutro mogłoby go na zawsze zabraknąć... Czy zatem naprawdę warto przejmować się źle umeblowanym pokojem czy kłócić na temat nierozważnie wypowiedzianego słowa? A może powinnam za coś pochwalić, przytulić, powiedzieć: "nic się nie stało, i tak cię bezgranicznie kocham"? Jeśli masz dzieci, nie myśl przez chwilę o tym, że znowu nie chcą jeść albo odrabiać lekcji. Raczej podziękuj Bogu za to, że po prostu są i spróbuj im pokazać (nie jutro, lecz właśnie w tej chwili), że kochasz je bezwarunkowo. A na koniec najważniejsze: zadbaj o samą siebie, o swoją duszę, abyś - jeśli w najbliższym czasie Pan wezwie Cię do siebie - mogła powiedzieć: "Ty wiesz, że nie jestem jeszcze gotowa, oddaję Ci zatem to, co jedynie posiadam - serce utrudzone kochaniem".


***

Asiu, Darku! Chciałabym Wam w tym momencie z całego serca podziękować za świadectwo Waszej małżeńskiej i rodzicielskiej miłości, którą obdarzyliście Maćka, a tu na ziemi będziecie teraz obdarowywali trójkę Waszych pozostałych dzieci. Patrząc na Was, słuchając Was (lub o Was) nabierałam wiary i przekonania, że poza tym światem istnieje o wiele lepszy Świat i że śmierć nie jest końcem, lecz początkiem prawdziwego życia. Po pogrzebie wracałam do domu z sercem przepełnionym wdzięcznością za dar życia Waszego syna i z przekonaniem, że pewnego dnia wszyscy spotkamy się tam, gdzie on już teraz jest. Dzięki Waszemu doświadczeniu po raz kolejny i w trochę wstrząsający sposób zrozumiałam, że moim powołaniem jako żony i matki jest po prostu  k o c h a ć  - to takie proste i trudne zarazem. Za tę lekcję i wiele innych, których nie zapisałam na tej stronie, jeszcze raz z serca dziękuję.

Ilona Phan-Tarasiuk



Trzeba nam kochać, bo "czas jest krótki"(1 Kor 7,29).



1 komentarz:

  1. Mocne: "...zadbaj o samą siebie, o swoją duszę, abyś - jeśli w najbliższym czasie Pan wezwie Cię do siebie - mogła powiedzieć: "Ty wiesz, że nie jestem jeszcze gotowa, oddaję Ci zatem to, co jedynie posiadam - serce utrudzone kochaniem"."
    Dziękuję za te rozważania...

    OdpowiedzUsuń