czwartek, 7 czerwca 2012

Uległość, czyli "nie wszystko złoto, co się świeci"...

Droga Żono! Być może za chwilę przetrzesz oczy ze zdumienia, ale moim celem nie jest zaszokowanie cię, lecz zainspirowanie! Chcę podzielić się z tobą jednym z moich małych sekretów prowadzących do spełnienia w roli żony. Ja po prostu staram się być... uległa swojemu mężowi. I widząc, ile dobra można w ten sposób dać, ale również otrzymać w małżeństwie, mam ogromną nadzieję, że coraz więcej kobiet weźmie ze mnie przykład (w takim sensie, iż staną się uległe swoim mężom, a nie daj Boże... mojemu).

Zanim jednak widząc słowo "uległość" (brrr... to przecież takie straszne słowo) zrezygnujesz z dalszego czytania tego wpisu lub jeszcze gorzej - zechcesz czym prędzej poinformować jakąś postępową organizację genderową, aby się moją sprawą "zajęła", proszę cię o jedno. Zadaj sobie pytanie, czy chcesz zrobić wszystko (oczywiście wszystko oprócz grzechu), aby pokazać twojemu mężowi, że ci na nim naprawdę zależy? Jeśli twoja odpowiedź brzmi: "nie, nie jestem tym zainteresowana", wówczas nie ma sensu, abyś traciła swój czas na czytanie tego artykułu. Będziesz bowiem próbowała torpedować moje słowa różnymi barwnymi przykładami z życia twego lub twej "uległej" i nieszczęśliwej matki czy praprababki i nie będziesz w stanie otworzyć się na intencję, która mi przyświeca. Tą intencją jest niezmiennie miłość, i to nie tylko w stosunku do ciebie, ale także do twojego męża, który jest moim umiłowanym bratem w Chrystusie Panu!

Myślę jednak, że skoro tu trafiłaś, nosisz w sobie pragnienie przemiany, rozwoju oraz spełnienia. Myślę też, że ważne jest dla ciebie Boże Słowo, które jest "żywe i skuteczne, (...) zdolne osądzić pragnienia i myśli serca" (Hbr 4, 12). Jakie myśli przychodzą ci do głowy, gdy słyszysz słowo: "uległość"? Co kryje się w twoim sercu i czego się obawiasz? Być może dopiero po jakimś czasie będziesz w stanie odpowiedzieć na te pytania, ja natomiast już teraz z radością zapraszam cię do lektury tego artykułu. Powstał on z myślą... właśnie o tobie!

Gdyby ktoś spytał mnie kiedyś, czym jest uległość w stosunku do męża, odpowiedziałabym: "życiową porażką". Być może ty również, słysząc to słowo, od razu widzisz oczami wyobraźni kobietę zahukaną, zlęknioną, nieszczęśliwą, pozbawioną poczucia własnej wartości, wykorzystywaną, nieszanowaną i ograniczoną. Zapewniam cię, że taka postawa nie ma nic wspólnego z biblijnym poddaniem żony. Bóg pragnie cię chronić i dlatego dał ci twego męża, abyś mogła uwolnić się od ciągłego lęku, kontrolowania wszystkich i wszystkiego, od brania na siebie odpowiedzialności za cały świat. Czy jednak pozwolisz Mu realizować Jego plan względem twojego małżeństwa, czy raczej będziesz starała się przekonać Boga, że się pomylił stwarzając mężczyznę i kobietę tak... różnymi od siebie?

Św. Paweł naucza: "Żony niech będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus głową Kościoła: On - Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim". (Ef 5,21-24). Bardzo często komentarze dotyczące tego fragmentu Pisma Świętego nacechowane są negatywnymi emocjami i zaczynają się od słów typu: "Mężczyźni cytują te wersety, aby nas wykorzystać, pognębić i umniejszyć" czy "Moja mama całe życie usługiwała tacie, a on traktował ją jak służącą i nigdy nie doceniał". Tego typu opis rzeczywistości nie pokazuje jednak, czym biblijna uległość jest w swej istocie, lecz odkrywa nasze zranienia i bolesne doświadczenia. Bo prawda jest taka, że uległość powinna być postawą i wyborem serca, a nie tym, co się robi bez głębszej refleksji i bez miłości. Uległość w wykonaniu żony, która jest wewnętrznie zbuntowana lub niezdolna do wyrażenia własnego zdania, jest karykaturą nie tylko kobiecości, ale wszelkiego człowieczeństwa.

To, co prawdziwie "kręci" mężczyznę, to przebywanie w obecności pewnej siebie kobiety: atrakcyjnej, uśmiechniętej, pogodnej i świadomej swojej wartości. Zachęcam cię zatem do dbania o swój wygląd i swą duszę, do pielęgnowania spontaniczności -  niezbędnej do radosnego funkcjonowania wśród innych ludzi, do zapału w realizowania życiowych pasji oraz do praktykowania uroczej przekory, która jest owocem zdrowego dystansu do samej siebie. Relacje z innymi ludźmi są tak naprawdę testem twoich relacji z samą sobą!  Dopiero kobieta, która lubi samą siebie, może dokonać wyboru, by oddać się w ręce swojego męża. Znając swoją wartość, będziesz ostatecznie zadowolona z każdej decyzji swego męża (także tej niezbyt trafionej), gdyż będziesz miała głęboką świadomość, iż to ty podjęłaś decyzję, aby swemu mężowi tę odpowiedzialność powierzyć. Mądre, prawda?

Nie oznacza to oczywiście, jakobyś miała bezczynnie czekać na rozwój wydarzeń, a twojemu mężowi beznamiętnie komunikować "Rób, co chcesz...". Nasi mężowie potrzebują rozmów z nami, naszej wiedzy, intuicji, wsparcia i aktywnej pomocy. Bóg stworzył nas równymi przed Jego obliczem (Rdz 1, 27) i uczynił dla siebie towarzyszami i partnerami. Niestety,wiele kobiet bardziej troszczy się o własną rację czy reputację niż o tę partnerską relację z mężem! Tak jakby zapominały, że celem małżeństwa nie jest zgodność odnośnie każdej kwestii, ale to, aby mąż i żona potrafili wspólnie żyć, nawet gdy na pewne sprawy mają odmienne zdania.

Niemal każda żona marzy o tym, aby mieć w domu prawdziwego mężczyznę - głowę rodziny: zaangażowanego, oddanego i odpowiedzialnego (do tego właśnie zachęca twego męża Pismo Święte). Warto jednak zauważyć, że ta zaszczytna funkcja nierozerwalnie wiąże się z trudem podejmowania decyzji i ponoszeniem za nie pełnej odpowiedzialności. Jest to ciężar, który wielu mężczyzn chętnie zrzuciłoby na barki kobiet - te zaś zbyt często biorą to jarzmo na siebie, ponieważ mają tendencję do przejmowania się wszystkim i za wszystkich (szkoda tylko, że potem - przygniecione rolą rodzinnego przywódcy - mają żal i pretensję przede wszystkim do męża).

Jeśli chcesz utrudnić swojemu współmałżonkowi wypełnienie jego misji polegającej na prowadzeniu i zabezpieczaniu rodziny, wystarczy, że będziesz ciągle forsowała swoje zdanie lub wytykała mu jego błędy i porażki. Chyba że wybierzesz postawę uległości, która wypływa z szacunku, zaufania oraz wierności Słowu: "żony, bądźcie uległe mężom swoim, jak przystoi w Panu" (Kol 3,18). Wówczas dasz swojemu mężowi szansę, aby stał się przewodnikiem rodziny, a nie niezdarnym pomocnikiem żony.

Gdy więc następnym razem przedstawisz mężowi swoją opinię lub rozwiązanie jakiegoś problemu, poprzestań na tym. Porzuć wykłócanie się, wymuszanie, obrażanie czy wałkowanie przedmiotu rozmowy w nieskończoność, lecz wyraź swoje zdanie z zaangażowaniem i pasją, a równocześnie delikatnie i rzeczowo. Następnie powiedz: "kochanie, jest to dla mnie bardzo ważne. Ostateczną decyzję pozostawiam jednak tobie". Ciekawe, jaką minę będzie miał twój mąż? Być może z początku poczuje się nieswojo, ale z biegiem czasu zrozumie, że ty wcale nie stroisz sobie z niego żartów. Ja natomiast zapewniam cię, że od dnia, w którym postanowisz tak czynić, Twoje małżeństwo wkroczy na zupełnie nową ścieżkę, a twój mąż niejednokrotnie zadziwi cię - nie tylko trafnością swoich sądów, ale również satysfakcją, którą zacznie odczuwać w Twojej obecności - pełniąc funkcję głowy rodziny i autorytetu dla wybranki swego serca.

Kard. Joseph Ratiznger w "Raporcie o stanie wiary" napisał:  „To kobietę najbardziej dotkną skutki chaosu wywołanego powierzchownością kultury będącej owocem myśli i ideologii maskulinistycznych, które łudzą kobietę hasłami wyzwolenia, a w rzeczywistości dokonają głębokiego spustoszenia w jej psychice”. Radykalny feminizm próbuje zrównać mężczyznę i kobietę, lecz w istocie doprowadza do antagonizmu pomiędzy nimi i ciągłej walki o utrzymanie swojej pozycji, własnego zdania, swojego pomysłu na wspólne życie. Intencje są niby szlachetne i rozsądne, gdyż stają w obronie równości między kobietą i mężczyzną; brakuje im jednak mądrości zawartej w Piśmie Świętym. Wiele zła spada na rodzinę dlatego, że kobiety pozbawiły się ochrony swych mężów i zdecydowały się na pełnienie roli mężczyzny w domu. Pozwoliły, by szatan przekonał je, że uległość i posłuszeństwo żony względem męża jest czymś degradującym je. Dlatego posłuszny i uległy powinien być... mąż. Biblijna równość mężczyzny i kobiety - stworzonych na obraz i podobieństwo Boże -  nie oznacza, że świat byłby taki sam, gdyby składał się z samych kobiet lub tylko z samych mężczyzn. Potrzebujemy siebie nawzajem, gdyż jesteśmy inni i doskonale się uzupełniamy.

W tym momencie chciałabym podzielić się z wami własnym doświadczeniem w tej dziedzinie. Te z was, które mnie dobrze znają, wiedzą, że nie należę do potulnych owieczek i że charakter mam dość impulsywny. Wobec tego zaraz po ślubie bardzo szybko chciałam przejąć stery dowodzenia w układaniu naszego wspólnego życia rodzinnego. Na szczęście Bóg poprzez swoje Słowo skutecznie mnie przemieniał. Poddanie się Kubie było jednym z takich Bożych cudów w moim życiu. Ta postawa do dziś daje mi dużo satysfakcji, a także otwiera na nieskrępowane przyjmowanie opieki i miłości ze strony męża.

Uległość nie pozbawia mnie mego temperamentu, osobowości czy odpowiedzialności. Powoduje jednak, że jestem zabezpieczona w sprawach duchowych, ponieważ postawiłam mojego męża pomiędzy sobą a światem. Od tej pory to Kuba, nie ja, bierze na siebie presje fizyczne, emocjonalne i duchowe, które są we mnie skierowane, ja zaś jestem wolna od dźwigania tych wszystkich trosk. Moją naturalną skłonnością jest bycie przywódcą, liderem i wszystkowiedzącą alfą i omegą (być może jesteś w tym do mnie podobna!). Bogu dziękuję za to, że w porę uświadomił mi poprzez swoje Słowo, że aktywność mężczyzny może się zwiększać tylko w miarę dyskretnego wycofywania się kobiety. Św. Paweł doskonale to rozumiał, gdy mówił: "Nie pozwalam zaś kobiecie nauczać ani wynosić nad męża; natomiast powinna zachowywać się spokojnie" (1 Tym 2, 12-14). Owszem, mogę dokonać wiele dobra nauczając kobiety, ale nie jestem po to, aby ustanawiać siebie przywódcą duchowym mojego męża. Moim powołaniem jest go kochać i obdarzać szacunkiem przez wzgląd na jego funkcję.

Być może wydaje ci się, że łatwo mi tak postępować, ponieważ mój mąż jest kochającym, oddanym Bogu człowiekiem. Z pewnością Kuba taki jest, ale pamiętaj, że „komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą" (Łk 12,48). Ponadto każda z nas ma do dźwigania krzyż swojego, często niełatwego charakteru. I to, że mój mąż jest naprawdę cudownym człowiekiem nie oznacza, że zawsze potrafiłam to dostrzec i docenić. Ta strona oraz pomysł warsztatów dla kobiet nigdy by nie powstały, gdyby nie moje doświadczenie frustracji na początku małżeństwa. Nasze rozmowy bowiem często przypominały maraton, podczas którego zawodnicy są gotowi paść trupem aniżeli ustąpić. Dziś jest całkiem inaczej - przemieniona przez Boże Słowo jestem spokojna wewnętrznym ładem, który płynie z przebywania w obecności Pana.

Uległość żony powoduje, że jej piękne cechy, takie jak bystrość, aktywność i religijność szlachetnieją i kwitną. Brak uległości sprawia, że te same cechy wynaturzają się i doprowadzają do zniszczenia relacji. I tak: kobieta swą aktywnością może skutecznie hamować wszelką inicjatywę męża, poprzez swą bystrość wystawiać na pokaz jego tępotę i skutecznie go uciszać, zaś religijność może doprowadzić do sytuacji, w której elokwencja i oświecenie żony staną się początkiem degradacji pozycji męża i ojca w rodzinie.

Zatem proszę cię z całego serca, odrzuć skłonność do przewodzenia i ciągłego przekonywania. To, że żona bardzo często jest pierwszą osobą w domu, która wyraźnie słyszy wezwanie Ducha Świętego, nie oznacza, że będzie potrafiła je zrealizować w pojedynkę. Tylko czyste, ciche, cierpliwe, radosne postępowanie żony jest w stanie przygotować męża na "dzień nawiedzenia" - dzień, w którym Pan sam zechce zwrócić się do serca jej męża. Wiele żon nie wierzy w możliwość przemiany współmałżonka, bo tak naprawdę nie dowierza Bogu i wątpi w Jego zainteresowanie "tymi" sprawami. A przecież Bóg nas stworzył, jesteśmy dziełem Jego rąk - kocha nas bezgranicznie i chce być obecny w każdej dziedzinie naszego życia!

Jeśli brzemię relacji z mężem jest dla ciebie nie do uniesienia, szukaj wsparcia u ludzi wierzących, przyjaciół, spowiedników, psychologów, którzy ukierunkują twoją pracę nad samą sobą. Pamiętaj bowiem, że nie możesz sprawić, by ktoś porzucił złe postępowanie, ale poprzez przemianę swoich reakcji możesz stworzyć klimat sprzyjający zmianie, a przede wszystkim uchronić siebie przed zniechęceniem, niewiernością czy nawet nienawiścią. Ludzie niedojrzali mają tendencję do obwiniania innych za swoje niepowodzenia, dojrzali zaś - mówią o swoich oczekiwaniach, uczuciach oraz upadkach i nie zrzucają odpowiedzialności za swoje złe postępowanie na inne osoby (nawet te, które ich zraniły) czy na niesprzyjające okoliczności ("musiałam tak na niego nakrzyczeć, bo nie mogłam już znieść tego ciągłego deszczu nad morzem").

Zdaję sobie sprawę, że uległość nie jest zbyt przyjemnym słowem, ale niestety nie mam żadnego twórczego pomysłu, aby je ciekawie zastąpić. Zbyt wiele żon jest "uległych" w powszechnym tego słowa znaczeniu, tzn. biernych, czekających na nie wiadomo co, podczas gdy mąż ewidentnie zmierza ku duchowej zagładzie. I zamiast zapłonąć gorliwością o jego zbawienie i dobro ich dzieci, taka żona załamuje ręce, wycofuje się, milczy, naraża się na ataki, nieprzyjemności i pogardę. Albo jeszcze gorzej - odpowiada zniewagą za zniewagę, raną za ranę, grzechem za grzech. Czyż uległość, do której zachęca Pismo Święte nie powinna w tym wypadku polegać na stanowczym stwierdzeniu: "Możesz krzyczeć, ale ja na ten czas zmieniam pomieszczenie" czy "Możesz się nadal nie przejmować swoim piciem, ale ja nie mam zamiaru żyć z dziećmi w takich warunkach". Czyż nie powinno się szukać pomocy, grup wsparcia, a nade wszystko Bożej Łaski po to, aby wzmocnić poczucie własnej wartości. Jest ono bowiem niezbędne, aby dostrzec wartość w drugim człowieku, zwłaszcza w tym, z którym jest się nieodwołalnie i na wieki połączonym Mocą Sakramentu Małżeństwa. Jest to postawa pełna szacunku do drugiego człowieka, ale także do samego siebie. Sąd, opinia, mądrość kochającej i pełnej szacunku żony ustrzegła już niejednego mężczyznę od wewnętrznego rozkładu.

Niektórzy teologowie próbują znaleźć nowe znaczenie biblijnych  fragmentów o poddaństwie żony, wobec czego tłumaczą słowo uległość jako: "oddanie się w opiekę mężowi". Ks. Jan Jędraszek SAC komentuje, że w związku z takim sensem tego słowa "mąż, niezależnie od postawy żony, zawsze powinien być jej oddany, wierny swojej naturze i swemu przymierzu". Jak najbardziej jest to prawdziwe, ale odnosi się głównie do postawy męża. Taka interpretacja słowa "uległość" rodzi wątpliwość, czy cokolwiek takie słowo zmieni w Twoim życiu? Aż chciałoby się powiedzieć:  "widzisz, powinnam oddać ci się w opiekę, ale jak mam się oddać komuś takiemu jak TY!"... Taka interpretacja wskazywałaby również, iż cały fragment z Listu do Efezjan dotyczący małżeństwa skierowany jest de facto do mężczyzn, nakładając na nich obowiązki, a kobietom dając same przywileje.

Drogie Panie, nie oszukujmy się, Pismo Święte jest tak samo wymagające zarówno w stosunku do nas, jak i do naszych kochanych mężów. Kolejne wersety biblijne jasno na to wskazują: "Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić" (Ef 5,25). Od mężczyzn wymaga się miłości do żon aż do śmierci, od nas - uległości. Mi taki układ odpowiada, ponieważ ufam Bożemu Słowu, że jest prawdziwe. Niestety, większość żon jest niezadowolona i rozżalona tymi słowami. Dlaczego? Dlatego, że zamiast skupić się na własnej świętości i rozumieniu Pisma jako żywego Słowa, próbują one wszystko zagłaskać, ujednolicić, pomniejszyć. Niedługo okaże się, że przykazanie miłości bliźniego "miłuj bliźniego swego jak siebie samego" (Mt 22, 39) jest ważne tylko wówczas, gdy do czynienia mamy z wierzącym, dobrym, miłym i uprzejmym człowiekiem. A żony mają być uległe swym mężom, tylko gdy uznają ich za godnych tego oddania.

A przecież uległość żony mężowi jest podkreślana na kartach Pisma Świętego kilkakrotnie! I jest ona bezwarunkowa, czyli we wszystkim oprócz grzechu (Kol 3,18). I słowo "wszystko" nie oznacza  bynajmniej, że gdy rano się budzę, muszę najpierw spytać męża, czy mogę otworzyć oczy, a następnie konsultować z nim każdy swój ruch i krok. Czy Bóg kiedykolwiek zapraszał kogoś do absurdu? Czy pochwała "cichych" w Piśmie Świętym (Mt 5,5) oznacza, że błogosławieni są ludzie, którzy nic nie mówią? Czy pochwała ludzi, którzy nienawidzą swojego życia tu na ziemi (J 12, 25) oznacza zaproszenie do samobójstwa? Czy wreszcie zaproszenie żon do uległości mężom ma polegać na niewolnictwie kobiet?

Chyba doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie! Żyj normalnie, "kochaj i rób, co chcesz" (św. Augustyn), ale gdy zdarzy się sytuacja, w której będziesz się z mężem spierała odnośnie jakiejś istotnej lub nieistotnej sprawy (imię dla dziecka, rozmiar wanny, sposób spędzenia wakacji, wybór wspólnoty, ilość wizyt u teściowej, kupno butów, garnituru, samochodu, mieszkania, inwestowanie, sprzątanie, cokolwiek), to pamiętaj: po rzeczowym,  być może nawet kilkakrotnym, pełnym pasji i miłości przedstawieniu swojego zdania, powiedz mężowi: "...ale decyzję pozostawiam tobie". I bądź zadowolona, nawet gdy sprawy pójdą w niezbyt pomyślnym kierunku. Ty widzisz tylko fragment rzeczywistości, lecz Bóg wykorzysta tę sytuację, by pokazać twemu mężowi wagę jego powołania i odpowiedzialności.

Nikt przecież nie zachęca cię do położenia się na kanapie i oświadczenia: "niech się dzieje, co chce". Masz się normalnie zachowywać, przewidywać, planować, towarzyszyć, pomagać, rozmawiać, zauważać, wskazywać, główkować, ale jednocześnie gdy zajdzie taka potrzeba, poddać się autorytetowi męża. Wybacz droga Żono, ale ja naprawdę nie jestem w stanie przekazać ci dokładnej instrukcji obsługi twojego męża, ponieważ jest on osobą, a nie rzeczą, poza tym jest on twoim mężem, a nie moim... Musisz wejść w przestrzeń, w której - zainspirowana moim tekstem - odnajdziesz samą siebie i Boży Plan na twoje małżeństwo. Być może rozważając te treści, odkryjesz w sobie jakieś zakurzone marzenia czy niewyleczone rany. Jeśli napotkasz duże trudności, pomódl się do Pana. Weź Słowo Boże i czytaj. Bóg widząc twoje otwarte serce wskaże ci te wszystkie "szczytne sprawy", na których ci zależy bardziej niż na... okazaniu szacunku swojemu mężowi.

Pamiętam sytuację ze chrzcinami naszej córeczki Marysi. Przez parę dni przekonywałam Kubę, aby uroczystość odbyła się w kaplicy św. Józefa (bo to cudowny patron, bo kameralnie, bo lubię, bo mało gości). Mój mąż przekonywał mnie natomiast, aby chrzest odbył się w głównym kościele (bo więcej miejsca, bo sprawdzony teren, bo duży wózek). Wprowadziłam więc w czyn już wcześniej praktykowaną postawę uległości i w końcu - gdy dałam już z siebie wszystko - odparłam: "kochanie, widzę, że zależy ci na tym kościele, zaś mi strasznie zależy na kaplicy. Podejmij więc ostateczną decyzję - pozostawiam ją tobie i co postanowisz, będzie super". I decyzja zapadła. Że chrzest odbędzie się... w dużym kościele! Myślisz, że byłam niezadowolona, obrażona i upokorzona? Skądże znowu! Przecież sama poprosiłam Kubę o to, by podjął ostateczną decyzję i to zrobił. Czy miałabym zarzucać mu złe intencje? Czy jego decyzja w jakikolwiek sposób pozbawiła mnie godności, wartości czy miłości? Podjął on najlepszą według swojego osądu decyzję, ja zaś mu zaufałam i nie uznałam kwestii miejsca chrztu Marysi za sprawę godną walki na śmierć i życie. Nauczyłam się bowiem oddawać wszystkie sprawy nie tylko mężowi, ale przede wszystkim Panu, który nasze życie widzi w perspektywie wieczności, a nie tak jak my ludzie -  wąsko, tymczasowo, bardzo materialistycznie.

I jak zakończyła się ta przykładowa historia ze chrzcinami? W przeddzień chrztu - podczas załatwiania ostatnich spraw organizacyjnych - okazało się, że proboszcz zapomniał wpisać naszą uroczystość do księgi kościelnej i na godzinę naszego chrztu została już zaplanowana... msza pogrzebowa. Domyślasz się pewnie, jakie było zdziwienie mojego męża, gdy ksiądz z zawstydzoną miną zapytał go, czy nie moglibyśmy w takim razie ochrzcić Marysię w... kaplicy św. Józefa. Być może powiesz, że musiałam się wielce ucieszyć, podskoczyć z radości i oznajmić Kubie: "a nie mówiłam! nawet św. Józef jest po mojej stronie"! Nie, nie, nic z tych rzeczy....!!! Zareagowałam bardzo spokojnie. Powiedziałam mu po prostu: "Tak mi przykro, wiem, że nastawiłeś się już na duży kościół i mi też ten pomysł zaczął się powoli podobać. Ale mam nadzieję, że jakoś damy radę". I daliśmy. Bo cóż z tego, że człowiek cały świat by zyskał, a miłości by nie miał i na duszy swej poniósłby szkodę (por. Łk 9,23-25 oraz 1 Kor 13,2)?

Na koniec tego wpisu chcę ci przekazać w formie podsumowania parę ważnych zdań. 

Po pierwsze: pamiętaj, że poprzez swoje słowa i czyny żona komunikuje mężowi: "wspieram cię" albo "współzawodniczę z tobą". Po drugie, nie będziesz w stanie szanować swojego męża, jeśli nie masz szacunku do samej siebie - prawidłowo rozumiana uległość wymaga, abyś się szanowała i lubiła taką, jaką jesteś. To, jak cenna jesteś w całej swojej istocie, wie tylko Bóg, dlatego często przebywaj w Jego Obecności, a nigdy nie zaznasz wstydu (Ps 25, 1-3). Po trzecie, uległość - ta szczera, wypływająca z serca jest... zaraźliwa. Nim się obejrzysz, twój mąż zacznie się coraz bardziej liczyć z twoim zdaniem, bo uzna cię za prawdziwe wsparcie, niezbędną partnerkę, najlepszą przyjaciółkę i inspirującego rozmówcę. W końcu św. Paweł zwraca się do nas wszystkich "Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej!"  (Ef 5,21), a Jezus daje nam najdoskonalszy przykład uległości wobec Ojca, gdyż "Ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi. (...) Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię," (Flp 2,7.9). Tobie także Bóg chce darować imię. To imię brzmi: Spełniona. A prawdziwe spełnienie może przyjść tylko od Boga i poprzez miłość, do praktykowania której cię serdecznie zapraszam!



Bibliografia:

M. Guzewicz "Małżeństwo na krawędzi"
H. Cloud, J.Townsend "Sztuka mówienia nie, jak uchronić własne życie przed manipulacją ze strony innych ludzi"
G. L. Thomas "Cenniejsza niż perły, czyli o tym, jak mądra żona pomaga mężowi osiągnąć pełnię męskości"
L. Dillow "Twórcza partnerka, czyli nie ma sytuacji bez wyjścia"
J. & L. Dillow, P. & L. Pintus "Rozpalona miłość. Jak rozwijać małżeńską intymność w oparciu o Pieśń nad Pieśniami Salomona"
Ks. Jan Jędraszek SAC http://pismozblizenia.pl/





13 komentarzy:

  1. Zgadzam się z większością treści przedstawionych w tym artykule, jednak chciałabym się odnieść do dwóch punktów.

    Dlaczego wyróżniasz jedynie czarno-białe kategorie kobiet - tę uległą w biblijnym sensie, spełnioną żonę, żonę-feministkę, która za nic w świecie nie ulegnie mężowi i żonę-zahukaną w swym ślepym poddaństwie? Myślę, że to może być zbytnie uproszczenie, krzywdzące dla kobiet, mądrych, biblijnie uległych, pięknych, dbających o siebie, a jednak mocno niespełnionych w małżeństwie.Znam co najmniej jedną taką osobę, która mimo terapii i starań nie może dotrzeć do męża. Myślę, że każda ludzka historia jest inna i warta pochylenia się nad nią i wysłuchania. Co wcale nie kwestionuje Twojej racji w kwestiach uległości.

    Druga kwestia to artykuł ks Jędraszka dla zainteresowanych fragment do poczytania tuta: http://pismozblizenia.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=32:ony-bdcie-ulege-mom&catid=8:komunikacja&Itemid=32
    Nie zgadzam się ze zdaniem, że autor "próbuje znaleźć nowe znaczenie biblijnych fragmentów o poddaństwie żony, wobec czego tłumaczy słowo uległość jako: "oddanie się w opiekę mężowi"".

    Ksiądz Jędraszek pisze:

    "Kluczem do prawidłowego zrozumienia tego fragmentu są dwa słowa i ich znaczenie. Pierwsze to hypotassomenoi – mimo że w wersecie 21 jest mowa o wzajemności, to jednak w wersecie następnym odnosi się ono już tylko do kobiet i zazwyczaj jest tłumaczone jako „bycie poddaną”. Drugie to agapate (werset 25) – odnosi się do mężczyzn i przekładane jest jako „miłujcie”, „obdarzajcie miłością”.
    Hypotassomenoi – „być uległym”, „oddać się pod opiekę”. W formie biernej, w jakiej wyraz hypotassomenoi występuje w liście św. Pawła, można go tłumaczyć jako „być podporządkowanym”, „być poddanym komuś”. Jednakże szerszy kontekst dopuszcza również inne tłumaczenie. Otóż słowo to, użyte w Ef 5, 21, można rozumieć nie tyle jako „poddanie”, ile raczej „bycie uległym”, „bycie receptywnym” w odbiorze miłości. Przekład byłby zatem następujący: „żony bądźcie uległe swym mężom”, to znaczy „oddajcie się im pod opiekę”.

    Jak widać mówi o podwójnym znaczeniu tego słowa, moim zdaniem jedno nie zaprzecza drugiemu. A już na pewno nadinterpretacją jest twierdzenie przez Ciebie, że interpretacja księdza Jędraszka jakoby wskazuje również, "iż cały fragment z Listu do Efezjan dotyczący małżeństwa skierowany jest de facto do mężczyzn, nakładając na nich obowiązki, a kobietom dając same przywileje."
    Podobne interpretacje znalazłam w 'Mężczyzną i niewiastą... Jana Pawła II, a trudno tego ostatniego podejrzewać o poglądy feministyczne. Ksiądz Jędraszek nie zasłużył myślę na taką naganę, ale na pewno zasłużył na umieszczenie w bibliografii skoro jest cytowany a bibliografia istnieje pod artykułem.
    pozdrawiam
    aśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiu,

    widzę, że czuwasz. Bibliografia została już uzupełniona - dzięki, że podzieliłaś się z nami linkiem do artykuł ks Jędraszka.

    Co do pozostałych punktów... cóż, pozostaje mi z pokorą uznać, że nie zawsze będę potrafiła ubrać w słowa to, czym żyję i co ważnego dla siebie - jako żony - odkrywam w Słowie Bożym. To, co jest dla mnie oczywiste, dla kogoś innego może być godne głębszej refleksji i godzę się na to, że nie każdy musi się ze mną (a ja z nim) zgadzać.

    Proszę zatem o wyrozumiałość. Oczywiście jak najbardziej postaram się dołożyć wszelkich starań, aby na przyszłość wyrażać się coraz kompetentniej, jaśniej, trafniej i zrozumialej - dla większej Bożej Chwały i dla pożytku czytających.

    Pozdrawiam!

    Ilona Phan-Tarasiuk

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję udanego małżeństwa.Ta piękna bajka jest jednak tylko dla takich szczęściar jak Ty:żeby naraz te dwie rzeczywistości się spotkały:posłuszeństwo i partnerstwo?To chyba rzadsze niż szóstka w totku.
    Poza tym,idealizujesz.W małżeństwa nierzadko wchodzimy z naprawdę licznymi ranami z naszych rodzin pochodzenia czy z innych doświadczeń społecznych i wskoczyć w taki model może być naprawdę trudno,jeśli nawet wręcz nie niemożliwe.Na przykład kobieta,która miała dominującego ojca lub doświadczała z jego strony przemocy,nigdy nie będzie zdolna do zdrowego posłuszeństwa(tak sobie nazwałam styl Twego poddania mężowi),bo zawsze w sytuacji różnicy zdań będą wyłazić jej kompleksy i niewiara w siebie,a poczucie frustracji z powodu nieuwzględniania jej racji będzie rosnąć.Zresztą mąż wyczuje jej słabość i będzie egoistycznie nad nią dominował.Lepiej,żeby takim małżeństwom nie sugerować tego modelu,bo będzie więcej szkody niż pożytku.

    Tak na marginesie,Twoja wersja interpretacji poddania żony mężowi jest jedną z najbardziej normalnych,jakie znalazłam w sieci,jednak nadmiar innych,bardziej radykalnych i ubezwłasnowolniających kobietę katolickich interpretacji tego zagadnienia sprawia,że generalnie jestem nieufna wobec tego modelu.Bo to się wszystko pięknie pisze,ale nie każdy facet jest jak Twój mąż,a panowie mają wielkie skłonności do nadużyć w tym względzie.W efekcie to,co miało rozwiązać problem międzypłciowej rywalizacji,tylko nakręca wzajemne antagonizmy.Pozdrawiam Ciebie i małżonka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. :) Ciebie też pozdrawiam i oczywiście przepraszam, że tak późno publikuję Twojego posta oraz swoją na niego odpowiedź. (Naprawdę skomentowanie wszystkich Twoich wypowiedzi, które zastałam w skrzynce mailowej po urlopie, jest dla mnie nie lada wyzwaniem!).

    Wracając do uległości. Moim zadaniem jest inspirować, przekazywać słowa św. Pawła w jakiś przystępny, ludzki sposób, a nie namawiać do naśladownictwa czy ślepego posłuszeństwa jakiejś idei (wtedy rzeczywiście mogłoby dojść do frustracji czy mniejszej lub większej szkody).

    W inspiracji zaś chodzi o to, że każda żona - czytając artykuł - słucha nie mnie, lecz Ducha Świętego, który jest w niej i który podpowiada, jak mogłaby ona - w swojej własnej sytuacji życiowej, kondycji emocjonalnej i psychicznej - stawić czoła wyzwaniu, które niesie Słowo Boże.

    Nie ma ludzi nieporanionych. A ja nie piszę tego bloga dla idealnych żon idealnych mężów. Właśnie niedoskonałe żony niedoskonałych mężczyzn mogą stać się spełnione, jeśli w zdrowym posłuszeństwie mężom (jak to pięknie nazwałaś) odnajdą spokój i uleczenie swoich ran.

    Bo aby stać się - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - uległą, najpierw taka żona będzie musiała wejść na ścieżkę uzdrowienia i zadać sobie pytanie "dlaczego wciąż chcę mieć rację", "dlaczego nie potrafię ustąpić", "dlaczego zawsze mam poczucie niższej wartości, gdy mój mąż ma inne zdanie?", "dlaczego ciągle się o coś kłócimy?".

    Na szczęście uzdrowienie jest w zasięgu ręki i chociaż jest to proces - zawsze prowadzi do wyzwolenia. Zatem nie odmawiałabym tak szybko prawa do niego także osobom, które według nas są już tak poranione, że lepiej nie wskazywać im wąskich ścieżek prowadzących na szczyty. "Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego" (Łk 1,37).

    Jednocześnie jak mówi Pismo Święte "któż by lekceważył chwile skromnego początku" (Za 4,10) - nie należy od razu nakładać na siebie ciężarów nie do uniesienia. Uległość można wdrażać małymi kroczkami, obserwując swoje wnętrze, obawy i lęki. Dzięki temu wzrośnie nasze poznanie samych siebie, a nasi mężowie... tylko na tym skorzystają!

    Pozdrawiam,

    Ilona Phan-Tarasiuk

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, tak; rzeczywiście masz naturalną skłonność do bycia liderem i przywódcą. Lecz umiejętnie wprzęgłaś je w służbę dla "ludzkości":-))))))). Ot, choćby w prowadzenie warsztatów dla żon, na ten przykład:-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Mam nadzieję, że uda nam się na nich spotkać.

      Usuń
  6. Dziekuje Ci za ten artykul, swietnie podsumowuje refleksje do ktorych tez doszlam po pewnym czasie... czy moglabym podzielic sie sporym fragmentem Twojego posta na swoim blogu? Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. co za stek bzdur. Tylko po to, żeby uratować błędne słowa Pawła. Jezus wymagał tylko miłości. I tylko miłość mam zamiar ofiarować mojej rodzinie. Wszystko inne to "cymbał brzmiący".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zamiaru ratowac slow Pisma Swietego. To raczej Pismo Swiete ratuje mnie. I to kazdego dnia.

      "Stek bzdur" - piszesz.

      A ja na to: "z czym dokladnie sie nie zgadzasz?".

      Mysle, ze wielka sztuka jest wyrazac krytyke trafnie i zyczliwie, poniewaz po drugiej stronie internetu jest zywy czlowiek, a nie cyborg bez serca.

      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Przepiekny artykul!!!!! .Uderzyl mi w serce;)))) Kazda madra zona ktora pragnie byc szczesliwa I spelniona bedzie wiedziala jak byc ta "ulegla" dla wspanialosci ich zwiazku.

    Pozdrawiam Goraco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uległość, która płynie z mądrości i siły jest przeciwieństwem uległości, która wynika z lęku i braku pewności siebie... Nie wszyscy pojmują tę różnicę, ale niektórzy tak :)) Też serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  9. Naprawde cudownie ze znalazlam Pani strone. Troche sie naszukalam po internecie i niet tylko, bo i ja mam trudnosci w malzenstwie. Niestety dobrej rady trudno znalezc a tu Pani pisze "zony badzcie poddane swoim mezom" . Przyznam, ze najpierw mnie zaszokowalo. Juz to kiedys czytalam ale nie rozumialam tak jak pani to wyjasnila. Myslalam, ze to tak bylo kiedys 2 tysice lat temu, bo rola kobiety sie zmienila, w naszych czasach jest jednouprawnienie itd. Niestety mam taka refleksje, ze niewiele w tym korzysci dla nas, bo wiekszosc zon jakie znam sa przywalone odpowiedzialnoscia i obowiazkami rodzinnymi. Wszystko na naszych glowach a maz jest wiecznym dzieckiem. Teraz lepiej rozumiem, ze mozna inaczej. Pewnie nie bedzie to latwe, ale wbije sobie dobrze do glowy te rady. Wierze, ze to moze byc recepta na udane malzenstwo. Serdecznie Pania pozdrawiam i dziekuje!

    OdpowiedzUsuń