Spełnienie znajdziesz w zaufaniu
Jezusowi, który potrafi wypełnić każdą ludzką tęsknotę oraz obdarzyć zimne
serce gorącym uczuciem.
Jest coś, czego nikt nie jest w
stanie ci odebrać. Ani mąż, ani dzieci, ani największy wróg, ani najlepszy
przyjaciel. Tym czymś jest obecność Boga w twoim życiu. Ale nie jakiegoś
"boga", lecz Jezusa Chrystusa, który w Duchu Świętym naprawdę
prowadzi cię do spełnienia, czyli do… pełnienia woli Ojca.
Brzmi to być może jak jakaś
teoria, ale w praktyce jest bardzo proste. Być spełnioną żoną to po prostu ufać
Bogu. Ufać Mu w każdej sytuacji.
Polega to na tym, że będziesz swoje życie dostosowywała do Ewangelii, nie
odwrotnie. Polega to na tym, że będziesz obdarzała swojego męża miłością: taką
prostą, bo bezwarunkową. Być może będzie to czasami miłość wymagająca , ale
zawsze łagodna, cierpliwa, czyniąca dobro, szukająca okazji, aby służyć: często
życzliwym słowem, nieraz koniecznym upomnieniem.
Jeśli jesteś rozdartą, smutną,
nieszczęśliwą lub sfrustrowaną żoną i masz tego serdecznie dość, to... bardzo dobrze!
Wierzę, że niezadowolenie może stać się u ciebie początkiem nawrócenia,
ponieważ właśnie tak było i wciąż tak jest właśnie w moim przypadku.
Kiedyś myślałam, że spełnienie
można znaleźć w ramionach mężczyzny, w sukcesach zawodowych, w uznaniu tłumów,
w dalekich podróżach, w atrakcyjnym wyglądzie, w zrodzeniu pięknych, wesołych
dzieci. Wszystkiego tego doświadczyłam - a nawet znacznie więcej - jednak nic i
nikt nigdy nie był i nie będzie w stanie zaspokoić najgłębszych tęsknot mojego
serca.
Pragnienie szczęścia jest czymś
normalnym i naturalnym. Chcesz być kochana, szanowana, szczęśliwa, zdrowa,
spełniona. Bóg tego ci nie odmawia. Prawda jednak jest taka, że przez grzech
przyszło na ten świat cierpienie, niezrozumienie, choroby i wszelki ból. A
Jezus wziął to na siebie poprzez krzyż i w ten sposób prowadzi nas do chwały
swojego zmartwychwstania.
Żona, dla której liczy się tylko
ten świat widzialny, może będzie odczuwała zadowolenie i satysfakcję w
niektórych momentach swojego życia, lecz w ostatecznym rozrachunku chodzi o szczęście
nieprzemijające, które przenika człowieka do głębin jego istoty i osiąga swą pełnię
w wieczności.
Kiedyś zastanawiałam się, czy w
Niebie nie będę się przypadkiem nudzić… Odpowiedź otrzymałam podczas jednej z
modlitw przed Najświętszym Sakramentem, gdy miałam kilkanaście lat. Wydało mi
się wówczas, że modlitwa trwała chwilę, podczas gdy upłynęły aż trzy godziny.
Trzy najpiękniejsze godziny mojego życia, które minęły jak sekunda. Godziny,
które powtarzają się za każdym razem, gdy decyduję się kochać.
Żona spełniona spieszy, aby
obdarzać miłością: przede wszystkim swojego męża, a następnie wszystkich,
których napotka na swojej drodze, lecz wie, że sama z siebie jest słaba.
Doskonale zna swoje wady, dlatego nie uważa się za lepszą czy bardziej
oświeconą od swojego męża.
Jednocześnie zna swoją wartość:
wie, że jest ukochanym dzieckiem Boga oraz że jej mąż wybrał właśnie ją spośród
tylu kobiet, ponieważ go zafascynowała, ponieważ była (i jest!) wyjątkową,
wspaniałą kobietą.
To poczucie wartości nie jest jakimś
tanim produktem, który można kupić w markecie i szybko skonsumować, lecz drogocennym
skarbem, który otrzymujesz w momencie swego poczęcia, a następnie rozwijasz w ciągu
całego swojego życia. W tej pracy nie ma spoczynku. Żona, która uważa, że już
nie ma sensu dalej się rozwijać, pracować nad sobą, zmieniać, stawać coraz
piękniejszą i skierowaną ku dobru, zaczyna się cofać.
Żona spełniona wie, że ma prawo
być sobą i że jej mąż także ma do tego prawo. Na początku naszego małżeństwa
miałam ogromne trudności z zaakceptowaniem faktu, że mój mąż nie reaguje jak
ja, nie myśli jak ja, nie czuje tego, co ja czuję… Generalnie rzecz biorąc
miałam mu trochę za złe, że nie jest mną!
Czas samotności, wejścia w głąb
siebie, a nade wszystko modlitwa pomagają zrozumieć, że różnice między nami są
potrzebne, są wręcz niezbędne. One sprawiają, że wciąż na nowo możemy się sobą
fascynować. Tego naprawdę można się nauczyć. Następnym razem, gdy twój mąż
trochę cię zirytuje swoją „innością”, pomyśl, czy to nie jest właśnie to, co
kiedyś tak w nim uwielbiałaś. A może jest to coś, co możesz zacząć oswajać i w
końcu polubić?
Żona spełniona pamięta o tym, że
jej mąż nie jest Bogiem! Pamięć o tym może oszczędzić ci wielu rozczarowań i
otworzyć na doświadczenie nowej jakości w waszym małżeństwie. Skoro nie jest
Bogiem… nie jest doskonały, nie jest nieomylny, nie jest wszechwiedzący. Ma
wady i słabości. Upada i grzeszy jak każdy (oprócz Maryi!) człowiek. Nieraz
kroczy w ciemności i nie widzi sensu życia. Czasem zaskakuje Cię swoją siłą i
mądrością.
Nie jest Bogiem, czyli nie należy
mu się cześć, uwielbienie i bojaźń, które winnaś oddawać jedynie Bogu. Dla mnie
to było zawsze oczywiste. Co jednak ciekawe: właśnie z relacji z Bogiem nieustannie
czerpię wiele inspiracji, by jeszcze lepiej kochać i szanować mojego męża. Bóg
nie chce pomniejszyć twojej miłości do męża, lecz ją wzmocnić, uczynić bardziej
namiętną i oddaną bez względu na przemijający czas.
Bóg jest największym obrońcą
waszego małżeństwa i wszelkie pomysły, by sprawić jakąś dobrą przyjemność
mężowi, pochodzą od Niego! Natomiast szatan, podstępny kłamca będzie natrętnie
atakował twoje myśli, a jego ulubionym terenem będzie właśnie relacja
małżeńska. On wie, że jeśli zniszczy obraz twojego męża w twoim umyśle, wówczas
zwycięży. To właśnie on podpowiada: wyładuj
na nim swoją złość, odpowiedz złem na zło, zrewanżuj się, obraź, poniż,
wyśmiej, zlekceważ, przekreśl (siebie albo męża – u różnych kobiet pokusy mogą
iść w różną stronę).
Jeśli Bóg będzie na pierwszy
miejscu, będziesz potrafiła „wyrzec się” swego męża, a tym samym na nowo go
zyskać. Co to oznacza w praktyce? Oznacza to po prostu gotowość do oddania męża
Bogu. Czasem kurczowo trzymamy się jakiegoś człowieka, np. w obawie przed
samotnością i im bardziej go tak trzymamy, tym bardziej on nam się wymyka.
Pewna żona miała ciągłe pretensje
do męża, gdyż obrała go za cel swego życia, a on – drań – nie był wystarczająco
wdzięczny, dostępny, empatyczny i wspierający. Dopiero gdy oddała go Bogu, a
Boga uczyniła celem swego życia, dostrzegła, jak wspaniałego ma męża, a on
poczuł się uwolniony od ciężaru, którego nie był w stanie dźwigać.
Być żoną spełnioną to znać siebie,
lubić siebie, cieszyć się sobą. A także posiąść umiejętność zapłakania nad
sobą, żałowania za grzechy i powstawania z nich.
Jako żona spełniona wiesz, dokąd
zmierzasz i co jest celem twojego życia. Masz pasje, które pragniesz realizować
i marzenia, które spełniasz. Wiesz, z czego chcesz zrezygnować na rzecz rodziny
i z czego nigdy nie zrezygnujesz, ponieważ oznaczałoby to, iż przestałaś być
sobą! Potrafisz kochać, bo pierwsza zostałaś ukochana, potrafisz przebaczać,
ponieważ ci przebaczono, potrafisz w każdej sytuacji zachować godność dziecka
Bożego!
Powiesz: "Piękne to, ale jakże trudne?" Będę
się modlić, abyś w poszukiwaniu prawdziwej mądrości, mogła usłyszeć słowa, które ja sama niegdyś
od niej usłyszałam:
„Miej ufność, moja córko, wołaj do
Boga
a wyrwie cię z mocy, z ręki
nieprzyjaciół.
Ja zaś z ufnością powierzyłam
Przedwiecznemu wybawienie twoje
i rozradował mnie Święty
miłosierdziem,
jakie okaże ci prędko
Przedwieczny, twój Zbawca.
Wysłałam cię ze smutkiem i
płaczem,
a Bóg odda mi cię z radością i
weselem” (por. Ba 4,21-23).
świetny blog!
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego, od dziś zaglądamy tu częściej.
Zajrzałam na Twojego bloga. Podziwiam i od razu kieruję modlitwę za Ciebie, dzielną Kobietę, za Twojego męża i dwóch Waszych świetnych synów! Pozdrawiam!
Usuńkolejny nerwowy dzień... za dużo bolesnych słów... zaglądam tu i znowu czuję się silniejsza... dziękuję... zmykam przytulić mojego kochanego mężczyznę
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję, że mam dla kogo pisać! :) Pozdrawiam.
Usuńtak, tak masz dla kogo...zaglądam tu tak często czekając na kolejny wzmacniający wpis....wreszcie jest:)
OdpowiedzUsuńdziękuję i pozdrawiam w imieniu trzebnickich żon:)
Poxdrawiam wszystkie trzebnickie żony! Przydałoby się jakieś kolejne spotkanie...!!!
UsuńEsencja moich myśli;-) Cieszę się, że jest nas więcej. Niesamowity jest pokój, który wyczuwa się czytając Twój tekst. Dziękuję
OdpowiedzUsuńDługo nie odpowiadałam, ponieważ dzieci poważnie się rozchorowały, w związku z czym o ten pokój - o którym wspominasz w komentarzu - musiałam bardzo zabiegać, aby go nie utracić lub utracony, znów zyskać :)
UsuńTeż cieszę się, że jest nas więcej. Bardzo potrzebuję wspólnoty w dążeniu do Boga.
Pozdrawiam!
Święte słowa. :) Właśnie tak chcę budować swoje małżeństwo. Co jakiś czas kolejny raz czytam Twoje wszystkie wpisy, żeby przypadkiem nigdy nie zapomnieć o tym, co ważne. Jesteś wspaniałą motywacją. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ja często w codziennym zabieganiu zapominam o tym, co ważne, lecz Jezus upomina się o moje serce i ciągle mogę do Niego wracać, a także na nowo uczyć się kochać mojego męża.
UsuńCieszę się, że historią moich powrotów mogę dzielić się z innymi cudownymi żonami, od których wiele się uczę i które są dla mnie ważne!
Także pozdrawiam!
Witam
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie jestem żoną ale bardzo mi się podobają pani WPISY.
Często zaglądam na pani blog i z zachwytem czytam:)
Dziękuję!
UsuńIm dłużej pracuję z żonami, tym bardziej przekonuję się, że praca nad udanym małżeństwem zaczyna się od pracy nad sobą jeszcze długo przed zawarciem tego sakramentu.
Małżeńskie szczęście w pewien sposób rodzi się w ciszy przedmałżeńskiego oczekiwania i samotności. Samotności dobrze przeżytej.
Pozdrawiam, Ilona